Zauroczył mnie głęboką motywacją... poprzednia strona

ks. Stanisław Zarych

Homilia ks. Stanisława Zarycha wygłoszona podczas Sympozjum KWC w Niepokalanowie

Drodzy bracia i siostry!

Jesteśmy w świętym miejscu. W kaplicy w Niepokalanowie, zbudowanej przez św. Maksymiliana Kolbego. Z jakim szacunkiem stawiamy kroki do tej kaplicy, z jakim szacunkiem tutaj modlimy się. Wspominamy tego wielkiego "Szaleńca Niepokalanej", który całkowicie i bez reszty zawierzył się Matce Bożej Niepokalanej i dokonał tak wielkich rzeczy. Tutaj na cmentarzu w Niepokalanowie jest grób pana Gajowniczka, który został ocalony dzięki ofierze i śmierci św. Maksymiliana. Z jakże wielkim szacunkiem pochylamy głowę przy grobie tego, któremu św. Maksymilian ocalił życie. Jakże z wielkim szacunkiem również tutaj dzisiaj i w tych dniach wspominamy sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, który w szkole Niepokalanej w Niepokalanowie uczył się zawierzyć swoje życie kapłańskie i swoje posługiwanie kapłańskie Niepokalanej. Mam podzielić się wspomnieniami z naszej wspólnej drogi.

Nasza wspólna droga zaczęła się w grudniu, w 1959 roku. Łączyło nas kapłaństwo. Ja rok starszy w kapłaństwie. Mieliśmy już praktykę kapłańską, on jako wikariusz, ja również, prawie pięcioletnią praktykę wikariuszowską, a później w Seminarium Duchownym jako wychowawca, późniejszy profesor zostałem skierowany na taki kurs, który odbywał się wtedy w Katowicach pod hasłem Krucjaty Wstrzemięźliwości.Wtedy to po raz pierwszy słuchałem wykładu ks. Franciszka Blachnickiego na temat Krucjaty Wstrzemięźliwości, a raczej na temat wartości humanistycznych, religijnych, patriotycznych abstynencji w Krucjacie. Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki zauroczył mnie tą swoją głęboką motywacją, przekonywującą motywacją do abstynencji, a tym samym do Krucjaty Wstrzemięźliwości. Nie dziw, że później, w sierpniu, wziąłem udział w takim szkoleniu na Jasnej Górze, w sanktuarium Matki Bożej Jasnogórskiej, które zorganizował dla kapłanów. Po tych paru dniach trwania na rozważaniach, na głębokiej refleksji nad wielkim zapotrzebowaniem abstynencji i Krucjaty Wstrzemięźliwości otrzymaliśmy deklaracje Krucjaty Wstrzemięźliwości i w kaplicy Matki Bożej Jasnogórskiej każdy z nas miał przemyśleć i zastanowić się, jaki dar da Matce Bożej właśnie z racji złożonych przyrzeczeń oddania się Matce Bożej naszej Królowej i Pani. Każdy z nas deklarację otrzymał i tak sobie pomyślałem: były takie możliwości: jeden rok, Wielka Nowenna i na całe życie. Jeden rok to szkoda deklaracji, Wielka Nowenna - tak, ale to jeszcze niewiele. A więc podpisałem deklarację na całe życie, a to było 7 sierpnia w 1959 roku. Od tego czasu byłem w Krucjacie Wstrzemięźliwości i nasze drogi wtedy jeszcze bardziej się schodziły, bo przecież zapraszałem ks. Blachnickiego do naszego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Zapraszałem go na spotkanie z kapłanami naszej diecezji i Krucjata Wstrzemięźliwości przyjęła się i owocowała w życiu naszej diecezji, zarówno w seminarium, jak i wśród kapłanów. Tak samo spotykała się z przyjęciem u wielu ludzi świeckich.

Ale przyszedł 29 sierpnia 1960 roku, święto ścięcia św. Jana Chrzciciela, i najazd na barak Krucjaty w Katowicach, a w diecezjach rewizje i poszukiwanie materiałów Krucjaty. Teczki, deklaracje, wszelkie materiały, które były zostały zebrane, spisane przez urzędników, którzy przybyli specjalnie w tym celu do Kurii i później wszystko zostało zabrane. Wtedy to, w takiej sytuacji pomyślałem sobie tak: "Trzeba pojechać na Jasną Górę, do Matki Bożej, ażeby tę trudną sytuację Krucjaty Jej zawierzyć". Po drodze wstąpiłem do Katowic, do ks. Franciszka, który stał się moim przyjacielem. Odnalazłem go i pytam się: "Co dalej?". Spokojny, zrównoważony: "Trzeba zaufać Panu, trzeba zaufać Niepokalanej". Udałem się więc na Jasną Górę, ażeby zawierzyć sprawy Krucjaty Wstrzemięźliwości Matce Bożej, naszej Pani i Królowej. A później zostałem wezwany do Katowic do Sądu, gdy odbywał się proces ks. Franciszka Blachnickiego. Znamienne to, że w czasie wojny w tym samym więzieniu w Katowicach siedział oczekując na karę śmierci i znamienne, że za Polski Ludowej też siedział w tym więzieniu i oczekiwał na proces. Byłem na tym procesie wezwany urzędowo jako świadek, jako świadek chyba przekroczeń ks. Franciszka Blachnickiego. Przykry to był widok, gdy na salę rozpraw wprowadzono ks. Franciszka w towarzystwie dwóch milicjantów, ale widać było jego pogodną twarz, jego pogodne oblicze, jego spokój, który uderzał wszystkich uczestniczących w tymże procesie. Rozprawa nie była długa, bo przecież trzeba było zasądzić go wedle tamtejszych ustaw. I został zasądzony chyba na czternaście miesięcy więzienia, w zawieszeniu na trzy lata. Wypuszczono go wtedy z tejże sali sądowej na wolność.

Wiemy, że później udał się na KUL, tam jeszcze kończył studia, zrobił doktorat, pracował na KUL-u. A później spotykamy się znowu z nim w Krościenku nad Dunajcem, gdy rozpoczął ten wspaniały Ruch Światło-Życie. Organizował piętnastodniowe rekolekcje dla różnych grup i znając mnie właśnie z dawniejszych czasów zapraszał mnie do współpracy i pomocy w prowadzeniu różnych grup, a więc pomagałem mu w prowadzeniu grupy kapłanów, grupy kleryków, także grupy rodzin i cieszyłem się właśnie z tejże współpracy z ks. Franciszkiem. Co mnie zawsze u niego uderzało? Spokój, równowaga, zawierzenie wszystkich spraw Panu Bogu i wielkie zaufanie do Matki Najświętszej. Taki szczegół pamiętam: na Kopiej Górce jest wykład, wtedy chyba był także ks. Henryk obecny wśród nas. Przychodzi milicjant z jakimś tam pismem do ks. Franciszka, wywołuje go. Ks. Franciszek prosi nas, mnie i ks. Henryka, jako świadków. I ten milicjant mówi, że przyszedł, ażeby ks. Franciszek natychmiast rozwiązał nielegalne zebranie, które tutaj, na Kopiej Górce się odbywa i w różnych innych miejscowościach wokół Krościenka. Wtedy to poprosił nas i oświadczył, że to są rekolekcje, Kościół ma prawo do prowadzenia rekolekcji i te rekolekcje nie będą przerwane, będą kontynuowane. Wiem, gdy wysyłał swoich współpracowników na różne placówki oazowe, dawał takie polecenie: "Nie wolno wam opuścić miejsca pracy, chyba, że przyjadą i wywiozą was samochodami. A tego nie robili i dlatego te rekolekcje były kontynuowane bez przerwy chociaż połączone z tak wieloma trudnościami i przeciwnościami. I przyszedł piękny dzień - wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża. I przyszła piękna uroczystość - inauguracja pontyfikatu. I przyszły te słowa Ojca Świętego skierowane do naszego narodu: ?Proszę was, abyście się przeciwstawiali wszystkiemu co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa". Wszyscy znamy dobrze to zdanie. Wtedy to znowu słowa ks. Franciszka wypowiedziane przez Radio Watykańskie: "Wrócę do Polski i wznowię Krucjatę Wstrzemięźliwości, Krucjatę Wyzwolenia". I rzeczywiście wrócił, szybko zakrzątnął się, jako świetny organizator, zwołał zebranie działaczy trzeźwościowych do Zakroczymia. Wziąłem także udział w tymże spotkaniu. A później w Krościenku nad Dunajcem pierwsze rekolekcje, które dzisiaj mają nazwę Oaza Rekolekcyjna Diakonii Wyzwolenia. I pamiętam taki też właśnie przypadek - i nie przypadek, wydarzenie. Jedziemy do Krościenka, konkretnie to było 22 stycznia w 1979 roku. Wieczór, ciemno. Kierowca w Kielcach wziął benzynę i jedziemy dalej. Zima, śnieg był odwalony, droga przejezdna, w pewnym momencie zgrzyt, trzask i nasz samochód stoi.

Okazało się, że w poprzek drogi przejeżdżał woźnica całkowicie pijany. I później refleksja: jedziemy do Krościenka rozpocząć rekolekcje, które mają być odpowiedzią na apel Ojca Świętego skierowany do Polaków; mogliśmy wszyscy zginąć, ale Pan Bóg ocalił nam życie i dlatego to jest jakieś wielkie zobowiązanie nasze wobec Pana Boga, wobec Matki Najświętszej żeby tę pracę kontynuować. Pożyczonym samochodem dojechaliśmy późno w nocy do Krościenka i tak rozpoczęły się właśnie te rekolekcje, pierwsze rekolekcje pod tym właśnie kątem wyzwolenia. I znowuż pamiętam, spotkałem wczoraj jednego z kapłanów, jako bardzo młody kapłan także uczestniczył w tej pierwszej serii rekolekcji. I nazwa, później szukaliśmy nazwy: Krucjata Wyzwolenia i Krucjata Wyzwolenia Człowieka. I znowuż, jaka to była wielka radość, gdy w dniu 25 stycznia 1979 roku w kaplicy podpisywaliśmy deklaracje Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Bo tak został nazwany ten nowy ruch. I znowuż jaka radość później z rozwoju Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Gdy wróciłem do Przemyśla pomyślałem, że trzeba przecież takie rekolekcje przenieść do naszej diecezji. I już na wakacjach w tym samym roku w Krasiczynie na plebanii, gdzie był taki tymczasowy dom rekolekcyjny, zorganizowałem takie pierwsze rekolekcje pod nazwą Oaza Rekolekcyjna Diakonii Wyzwolenia. A gdy odbudowano dom rekolekcyjny przy klasztorze Sióstr Benedyktynek, systematycznie odbywają się te właśnie rekolekcje i pod taką nazwą. W październiku będzie już setna seria tychże rekolekcji. Ponad pięć tysięcy osób wzięło udział w tych rekolekcjach.

Moje spotkanie z ks. Franciszkiem zaważyło na całym moim życiu kapłańskim. Umiłowałem liturgię, która była tak pięknie prowadzona i kontynuowana w Krościenku nad Dunajcem. Przekonałem się tak całkowicie i bez reszty do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka i do tej motywacji, którą on właśnie dawał. Jako duszpasterz diecezjalny do spraw trzeźwości od wielu, wielu lat staram się ten ideał, który zaszczepił ks. Franciszek, w tej chwili sługa Boży, a w dalszym ciągu mój przyjaciel, staram się to przeszczepić i do naszego Seminarium Duchownego i do spotkań z kapłanami, do spotkań także ze świeckimi, z siostrami zakonnymi i mam się czym cieszyć.

Przykład taki: Dzwoni do mnie gdzieś w połowie sierpnia redaktor z "Nowin" (to jest dziennik wychodzący w naszym województwie), że chce przeprowadzić ze mną rozmowę, wywiad na temat właśnie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Oczywiście! Chętnie się zgodziłem. Przyjechał, ten wywiad przeprowadził ze mną. Został później wydrukowany w "Nowinach" w tym dzienniku poczytnym, znanym. I znowuż: ten człowiek, redaktor "Nowin" jest członkiem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Na różnych stanowiskach, na różnych szczeblach, na szczeblu i wojewódzkim i samorządowym spotykamy w naszym terenie (ale nie tylko, w całej Polsce) ludzi z Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. I to jest właśnie ta wielka radość. To jest właśnie to owocowanie dzieła sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Właśnie w tej wspólnocie - i kapłanów, i wspólnocie sióstr zakonnych, i wspólnocie świeckich zaangażowanych w sprawę Krucjaty Wyzwolenia Człowieka chylę swoje właśnie czoło. Najpierw przed św. Maksymilianem Kolbe w tym świętym miejscu, a następnie przed sługą Bożym ks. Franciszkiem. I prosimy go, i modlimy się do niego na naszych rekolekcjach, ażeby to dzieło Krucjaty rozwijało się. A będzie się rozwijało, bo to sprawa Boża i sprawa święta, dlatego nasza radość, nasza wdzięczność, że służymy tej wielkiej, słusznej, pięknej sprawie, której na imię Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Amen!

Eleuteria nr 40, październik - grudzień 1999

początek strony