Jak zlikwidowano Centralę Krucjaty Wstrzemięźliwości poprzednia strona

Zyta Kocur

Siedziba CKW w Katowicach znajdowała się w drewnianym baraku w pobliżu Małego Seminarium Duchownego, Kurii Diecezjalnej i Katedry Chrystusa Króla. 29 sierpnia 1960 r. od rana do Seminarium Duchownego zjeżdżali się księża, zaangażowani w akcję Krucjaty Wstrzemięźliwości. Spotkanie księży zainicjował Ojciec, czyli ksiądz Franciszek Blachnicki. W Centrali robiło się "gorąco", trwały ostatnie przygotowania do zjazdu. Około dziewiątej Ojciec poprosił mnie do siebie i powiedział: "Będzie rewizja. Idź do Apostolatu Trzeźwości i wywieź ważniejsze materiały." Dał mi pieniądze na taksówkę.
Biuro Apostolatu znajdowało się poza barakiem, na plebani przy katedrze Chrystusa Króla. Poszłam więc zaraz tam, zabrałam ważniejsze materiały i udałam się do znajomej, do której zamierzałam je zawieźć. Na szczęście była w domu. Poprosiłam ją o możliwość przechowania materiałów, które przyniosłam i które jeszcze chciałam przywieźć. Wyraziła zgodę. Kiedy wracając zbliżałam się do katedry, zauważyłam panów, sprawiających wrażenie obserwatorów. Spacerowali w pobliżu katedry i baraku CKW. Przyszła mi myśl: to już rewizja.
Udałam się znów na plebanię, do biura Apostolatu Trzeźwości, ale zdecydowałam się już niczego nie wywozić, żeby nie zwrócić uwagi i nie wskazać miejsca, o którym być może nie wiedzą. Zabrałam ze sobą najważniejsze rzeczy i udałam się znowu do tej znajomej, aby poinformować ją o sytuacji i o mojej decyzji.
Potem wróciłam w pobliże baraku. Wokół "krążyli" panowie, a przez otwarte drzwi widziałam panów "urzędujących" w naszych biurach. Nie przypuszczając, że rewizja będzie trwała do późnej nocy, zdecydowałam się pójść do kościoła garnizonowego i tam się modlić. Po długiej modlitwie wróciłam w pobliże baraku, żeby zobaczyć, co się dzieje. Miałam nadzieję, że będzie już po rewizji, ale zorientowałam się, że jeszcze trwa. Mój czas wyczekiwania na koniec rewizji spędziłam na modlitwie w kościele i w Parku Kościuszki oraz przechadzaniu się od czasu do czasu w pobliżu baraku.

Wieczorem, kiedy widziałam, że rewizja wciąż trwa, pojechałam do Lipin, do Marysi, która często przyjeżdżała do nas, do CKW i pomagała nam w pracy. Gdy dotarłam do niej, było już późno. Tego wieczoru zmarł jej brat. Siedziałyśmy więc i dzieliłyśmy się przeżyciami. Już po północy usłyszałyśmy pukanie do drzwi - to Zenia, Gizela, Joasia, Terenia, które były w CKW w czasie rewizji. Zaczął się dalszy ciąg opowiadania przeżyć. Tak zeszło nam do rana. Nie wiedziałyśmy, co dzieje się z Ojcem, bo nie chciał on opuścić baraku ze względu na obecny w kaplicy Najświętszy Sakrament. Rano więc pojechałyśmy do Katowic, żeby zorientować się, czy Ojciec jest, czy też go uwięziono. Wielka była nasza radość, gdy zastałyśmy go w jego mieszkaniu. Ojciec powiedział nam, że ponieważ nie chciał wyjść z baraku dobrowolnie, dwóch panów wzięło go pod ręce i wyprowadziło, a potem barak zaplombowano. W jego biurze na biurku leżała aktówka, do której wkładał pisma, które nie chciał, by dostały się w ręce SB. Przez cały czas trwania rewizji nikt do niej nie zaglądał, a gdy wyprowadzano go z baraku, po prostu zabrał ją ze sobą i wyszedł. Wtedy też nikt się nią nie zainteresował. Najważniejsze pisma więc ocalały.
W ciągu dnia dowiedzieliśmy się, że równocześnie z rewizją w CKW przeprowadzono takie akcje jeszcze w kilku innych miejscach. W biurze Apostolatu Trzeźwości rewizji nie było, pewnie władze o tym miejscu nie wiedziały...

Eleuteria nr 43, lipiec - wrzesień 2000

początek strony