Pielgrzymka KWC poprzednia strona

Mam na imię Monika, przyjechałam z Tomaszowa Mazowieckiego. Chciałabym w tym Roku Jubileuszowym podzielić się z wami moim przeżywaniem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, moim trwaniem w niej. Jestem bardzo zdumiona owocem tych przemyśleń, nigdy bym się nie spodziewała, że Pan Jezus pozwoli mi oglądać tak cudowne owoce. Krucjatę podjęłam w intencji taty. Chociaż na razie nie widzę owoców Krucjaty w moim ojcu, to widzę je w sobie. Być może dla niego właściwy czas jeszcze nie nadszedł. Widzę jednak, jak wielkie rzeczy uczynił Pan Póg dla mnie.
Przystąpienie do Krucjaty było chyba moją pierwszą, wolną decyzją. Wolną, tzn. taką, którą podjęłam w oderwaniu od siebie. Do tej pory wszystko w życiu podporządkowywałam sobie - tak, aby mnie było wygodnie, tak żebym za dużo się nie musiała napracować, żeby to wszystko "wracało do mnie". Okazało się, że stać mnie na taki czyn, który był pierwszym krokiem ku mojemu pełnemu wyzwoleniu. Na początku było mi trudno, jednak Pan Bóg obdarzył mnie entuzjazmem. Moja radość domagała się przemyśleń i odpowiedzialności za podjętą decyzję. Okazało się (Krucjatę podpisałam zaraz po skończeniu liceum), że straciłam przyjaciół (wiem, że to "straciłam przyjaciół" mogę ująć w cudzysłów). Przestałam być zapraszana na "imprezy", stałam się w pewnym sensie osobą niewygodną. Musiałam zerwać z nimi kontakty, ale tak naprawdę nie na własne życzenie. Później okazało się, że i w rodzinie niechętnie przyjęto moją decyzję - dotyczyło to zwłaszcza tej dalszej rodziny, z którą - od czasu do czasu - spotykałam się na imieninach.
Po pierwszym etapie entuzjazmu, nadszedł czas uspokojenia. Był to kolejny etap mojego trwania w Krucjacie. Przypadł on na okres studiów. Rodzina pogodziła się z tym, że nie piję. Gdy chodziłam na wesela, to członkowie mojej rodziny mówili: "Jej nie namawiajcie, ona nie pije". Było to dla mnie budujące świadectwo, że przyjęto moją decyzję i w jakiś sposób bliscy starają się mnie zrozumieć. Szczytem radości było (nawet nie oczekiwałam czegoś takiego), że podczas uroczystości związanych z Pierwszą Komunią Świętą mojej chrześnicy nie podawano alkoholu!
Patrząc z perspektywy czasu dziwię się, jak to Pan Bóg wszystko mądrze układał. Nigdy nie nakładał na mnie ciężarów ponad moje siły, wszystko szło powoli - na tyle, ile mogłam udźwignąć. Skończyłam studia i wtedy zrozumiałam, że wcześniejsze doświadczenia były tylko przygotowaniem. Po obronie pracy magisterskiej urządziliśmy z koleżankami wspólne przyjęcie. Nie dołożyłam się na zakup alkoholu. Koleżanki przyjęły to ze zrozumieniem, ale mój promotor nie był w stanie tego pojąć. Bardzo, bardzo dużo mnie kosztowało to, aby podczas imprezy odmówić wypicia alkoholu. Dotykało mnie to, co mówił profesor - że powinnam wziąć tę szklankę, aby po prostu się nie wychylać, aby zachować wszystkie konwenanse. Bardzo dużo kosztowało mnie to, żeby zareagować bez agresji. To wydarzenie, będące w pewnym sensie moim pierwszym krokiem w dorosłość, dało mi wiele do myślenia. Zrozumiałam, że coraz częściej zacznę spotykać ludzi, którzy będą namawiać mnie do picia alkoholu (na przykład w pracy), nie wiedząc lub nie rozumiejąc mojego postu. Stało się to dla mnie jednak wielką radością, gdyż wiele razy pytałam Pana Boga: "Panie Boże, wygodnie jest mi trwać tak w Krucjacie, spraw, aby stało się to dla mnie ofiarą". I tak rzeczywiście się stało.
Dzisiaj jestem Bogu wdzięczna za wszystkie dary, ale wiem, co mam jeszcze do zrobienia. Otóż jeszcze ciągle na wszelkie namowy picia reaguję złością, a nawet agresją. Nad tym muszę jeszcze popracować. Cieszę się, że mogłam się tym wszystkim z wami podzielić, bo dzięki temu miałam okazję do przemyślenia różnych rzeczy związanych z moim życiem. Chwała Panu!


Mam na imię Michał, mam 19 lat. Chciałem podzielić się z Wami wielką radością, która wypływa z trwania w Krucjacie. Będę mówił właśnie o takim doświadczeniu tego postu, ponieważ znam też obraz sprawy picia alkoholu z tej drugiej strony. Pierwszy raz podpisałem Krucjatę Wyzwolenia Człowieka cztery lata temu, była to deklaracja kandydacka. Rok później miałem przerwę - na I° Oazy Nowego Życia nie podpisałem deklaracji... I właśnie ten czas, ten cały rok, wspominam z niesmakiem. Przyznaję to szczerze, gdyż wcześniej, przez pierwszy rok trwania w Krucjacie, doświadczyłem ogromnej siły i mocy tego dzieła. Rok przerwy to była wegetacja, nie mogłem się odnaleźć. Nie korzystałem szczególnie z tego, że mogłem pić alkohol, bo mnie to wcale nie ciągnęło. Przez kolejne dwa lata podpisywałem deklaracje kandydackie, gdyż nie miałem jeszcze ukończonych 18 lat. Przez te dwa lata uświadomiłem sobie, że bardzo, bardzo pragnę poświęcić się dla Krucjaty i gdy tylko skończyłem 18 lat, zapragnąłem podpisać deklarację członkowską. Udało mi się to teraz - na I turnusie, na kursie dla animatorów.
Chciałbym jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy, o której wczoraj w swoim krótkim świadectwie powiedział ks. Piotr Kulbacki - o życiu w rodzinie, która jest w Krucjacie. Moi rodzice, jak sięgnę pamięcią, cały czas byli w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka i ich świadectwo, świadectwo ich życia bardzo mi pomagało wzrastać w moim życiu wewnętrznym i pomagało również w podjęciu tej decyzji o tym, żeby podpisać Krucjatę. To jest dzielenie się moją radością, bo Krucjata jest dla mnie ogromną radością i zawsze chlubię się tym, że jestem jej członkiem i że mogę dawać świadectwo. I ostatnia jeszcze sprawa, którą teraz w tym momencie Duch Święty mi podpowiada... Stoimy tu przy tej stacji, a obok jest sterta koksu. Takie jest teraz moje skojarzenie - Krucjata jest dla mnie takim koksem, który dorzucam do pieca mojej wiary. Ona pomaga jej rozwijać się i wzrastać.

Eleuteria nr 44, październik - grudzień 2000

początek strony