Wodzirejowe szaleństwo poprzednia strona

Katarzyna Owczarek

Już po raz drugi odbyły się warsztaty dla wodzirejów.
Katowicki ośrodek profilaktyczno-szkoleniowy rozbrzmiewał
śmiechem i dobrą muzyką przez cztery wrześniowe dni...

Rozpoczęliśmy od zabawy folkowej. Wszyscy uczestnicy podzielili się na grupy według regionów Polski, z których przybyli. Każda grupa przygotowała plakat pokazujący jakiś szczególny element rejonu. Podczas wieczornej zabawy poszczególne grupy przedstawiały swój program, czyli piosenkę lub wiersz i wybrany taniec. Największą popularnością cieszyły się tańce cygańskie oraz najnowsze przeboje Golec uOrkiestry.
Następnego dnia pełną parą szły przygotowania do wesela bezalkoholowego. Wybór pary młodej odbył się demokratycznie, dalsze ustalenia co do obsady rodzinnej nie były już problemem. Przepięknym momentem w oczepinach był żywy pomnik - niespodzianka dla Pana Młodego. Wesele odbywało się we wspaniałej atmosferze: wszyscy goście wyszli zmęczeni ale zadowoleni.
Przedostatni dzień warsztatów dopisał piękną pogodą. Było to bardzo ważne, gdyż według zapowiedzi miał odbyć się festyn oraz ognisko. Przygotowania przed południem doprowadziły do wspaniałych rezultatów. Przy popołudniowym słońcu rozstawiliśmy cztery stanowiska. Na pierwszym mogliśmy zmienić zwykłą podkoszulkę w dzieło sztuki. Malowaniem na tkaninie zajęła się grupa pod przewodnictwem Włodka ze Szwecji. Najczęściej malowane było logo tegorocznych warsztatów. Na drugim stanowisku pod wdzięcznym tytułem "Ryjki na zapas" można było zaopatrzyć się w maskę gipsową wykonaną na swojej twarzy. Ze względu na brak czasu nie wszystkim udało się zaopatrzyć w maskę na ewentualną trudną sytuację. Dalej zainteresowani mogli nauczyć się sztuki origami oraz wyczarować coś ciekawego ze zwykłego papieru. Na końcu czekał na wszystkich punkt malowania twarzy specjalnymi farbami. Efektem była często zmiana image'u, np. spokojna dziewczyna przerodziła się w groźnego tygrysa, a z szanowny ojciec rodziny w zawadiackiego Zorro. Były też obrazy Picassa oraz dzieła współczesnych dadaistów.
W czasie, gdy całe bractwo wodzirejów wracało prostą drogą do dzieciństwa i szalało z wielobarwną chustą, organizatorzy rozpalali ognisko przy pomocy prądu elektrycznego: dymu było co niemiara. Zachodzące słońce wyznaczyło czas, by przejść na ognisko. Kapitańskie tango oraz zabawa w statek wciągnęły wszystkich w nowy nastrój. Ciekawe i dla wielu do tej pory nie znane zabawy przekonały, że można przy ognisku nauczyć się jeszcze wiele. Na końcu jak każe ogniskowa tradycja były pyszne kiełbaski. Zabawa przyciągnęła kilkoro dzieci z osiedla - niestety były zbyt nieśmiałe, aby włączyć się do wspólnej zabawy.

Ostatni dzień warsztatów był przygotowaniem do wielkiego "Balu Wodzirejów". Kilka grup przygotowywało scenariusz dobrej zabawy w dowolnie wybranym środowisku. Jednym z przebojowych pomysłów było ognisko indiańskie. Przynajmniej jedna propozycja z każdego scenariusza znalazła się na wieczornej zabawie. Dla mnie największą radością był polonez wykonany przez prawie pięćdziesięciu wytrawnych wodzirejów. Taniec chodzony był z taką gracją i wyczuciem, że mogłabym tak tańczyć bez końca. Rozegrano oczywiście turniej rock and rolla. Zwycięzcy zdobyli nagrody i jeszcze raz potwierdziła się zasada, że najlepiej ten taniec wykonuje pokolenie najstarsze. Humory dopisywały wszystkim przez cały bal i myślę, że będę te warsztaty długo wspominać z radością.

Na koniec propozycja zabawy dla grupy twórczej i chętnej do zabaw. Dzielimy wszystkich uczestników na grupy 7-8 osobowe i rozdajemy losowo tytuły i treść piosenek, najlepiej takich, w których tekst obfituje w różne zdarzenia, a potem prosimy o przedstawienie za pomocą pantomimy treści zwrotek. Dużo radości i śmiechu - zwłaszcza, jeśli grupy zaangażują się w zabawę.

Eleuteria nr 44, październik - grudzień 2000

początek strony