Takie powinno być prawdziwe wesele! poprzednia strona

Z wodzirejami rozmawiała Marta Dalgiewicz

Ostatnio odbyły się warsztaty dla wodzirejów zabaw bezalkoholowych na Podolu...

Katarzyna Owczarek (KO): Tak, w lutym, dokładnie od 9 do 11 lutego 2004 r., pięcioosobowa ekipa wybrała się do Gródka Podolskiego, by tam przeprowadzić szkolenie. Pojechali: Basia Sitek, Milena Trzaskalska, Teresa Andruszczyszyna, Patryk Sławiński i ja.

Jak to się stało, że doszło do zorganizowania warsztatów na Ukrainie?

Teresa Andruszczyszyna (TA): Pierwszeństwo w organizacji tych warsztatów należy się Panu Bogu, ponieważ to był jeden z wielu punktów Jego planu wyzwolenia Ukrainy.

KO: Pomysłodawczynią była pani Regina Przyłucka, która jeździła na Ukrainę wiele razy i znała dobrze formę wesel bezalkoholowych, które odbywały się w Polsce. Razem z ks. Andrzejem Maciągiem, dyrektorem Instytutu Nauk Religijnych w Gródku, bardzo chcieli, by tę ideę zaszczepić na ziemi ukraińskiej. Zaproszenie do poprowadzenia warsztatów skierował do mnie ks. Andrzej. Było to prawie pięć lat temu. Decyzja oraz wszelkie sprawy związane z tymi warsztatami dojrzewały powoli...

TA: Pamiętam, jak jesienią 2002 roku, w czasie I Sympozjum KOINONIA na Ukrainie, które zostało zorganizowane w Gródku na Podolu, padła propozycja i zaproszenie - tym razem także od biskupa kamieniecko-podolskiego ks. Leona Dubrawskiego (skierowane do obecnej tam Kasi), by zorganizować taki kurs w Instytucie Nauk Religijnych. Myślę, że to zaproszenie było między innymi związane z przeżywanym na Sympozjum KOINONIA pogodnym wieczorem. To był przykład pięknej zabawy połączonej z ewangelizacją i świadectwem. Bardzo się cieszyłam z tego zaproszenia. Ale niestety, warsztatów nie udało się wtedy zorganizować . Moje pragnienie przeżycia takiego kursu było coraz większe, ponieważ wiedziałam jak bardzo jest to potrzebne. Od kilku lat studiuję w Polsce, rok temu pojechałam ze swoją siostrą na takie warsztaty do Katowic. To przeżycie sprawiło, że miałyśmy jeszcze większe pragnienie zorganizowania ich na Ukrainie. Pamiętam jak w rozmowie z Kasią powiedziałyśmy, że teraz to już muszą się odbyć takie warsztaty w Gródku. W styczniu dostałam telefon z Krościenka, od Kasi Owczarek, z prośbą o pomoc w poprowadzeniu warsztatów na Ukrainie. Bardzo się ucieszyłam, ale do końca nie wiedziałam, czy będę mogła pomóc, ponieważ miałam dużo zajęć. Ale udało się!

A zatem liczne były głosy z Ukrainy, że tam takie warsztaty są potrzebne?

TA: W ostatnich latach, gdy coraz więcej osób na Ukrainie wstępowało w szeregi Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, coraz częściej pojawiały się pytania związane z przeprowadzaniem bezalkoholowych wesel, zabaw. Doświadczenie w tym zakresie ma Polska, stąd więc oczekiwano pomocy. Ja już od 4 lat słyszałam o kursach dla wodzirejów i zawsze miałam ogromne pragnienie, by coś podobnego przeżyć, a jeszcze bardziej pragnęłam, by zostały zorganizowane na Ukrainie. Kiedy opowiadałam o takich kursach, to wielu Ukraińcom trudno było to sobie wyobrazić.

KO: Ostatecznego przyspieszenia nadał całej sprawie biskup kamieniecko-podolski ks. Leon Dubrawski, który wiele razy pytał, kiedy wreszcie te warsztaty się odbędą. Obiecał, że będzie w nich uczestniczył osobiście. Oczywiście dotrzymał słowa. Odprawił Mszę św. na rozpoczęcie i świetnie bawił się do końca. Byłam pełna podziwu dla jego temperamentu i humoru. Na zakończenie powiedział: "Taka powinna być zabawa. Człowiek wchodzi na wesele ze swoim rozumem i ze swoim wychodzi".

Czy nie było problemów ze znalezieniem chętnych do poprowadzenia warsztatów?

KO: Nie było łatwo zebrać ekipę, która będzie umiała takie warsztaty poprowadzić i do tego wybierze się w nieznane. Mogę powiedzieć, że wielką radością i niespodzianką był dla mnie ostateczny skład zespołu. Nie znałam wszystkich, z Milenką zobaczyłam się po raz pierwszy dopiero w samochodzie. Jeżeli jednak ludzi łączy żywa wiara, nie ma barier i przeszkód, by robić razem piękne i dobre rzeczy.

Ile osób wzięło udział w tych warsztatach?

TA: Nie pamiętam dokładnie liczby osób, ale chyba około 50. Byli to studenci I i II roku Instytutu Nauk Religijnych.

KO: Cieszyłam się, kiedy widziałam tych młodych ludzi, pełnych entuzjazmu i wigoru. Na zainscenizowane wesele przybyło jeszcze więcej. Wielu chciało zobaczyć na własne oczy takie zjawisko, jak zabawa bezalkoholowa.

Jakie były ich refleksje po zakończonych warsztatach, czy spełniły one oczekiwania?

Patryk Sławiński (PS): Wydaje mi się, że w jakimś stopniu na pewno tak. Nie można powiedzieć, że wszyscy teraz zaczną prowadzić tego typu zabawy, ale w tym gronie na pewno wykrystalizuje się kilka, może kilkanaście osób, które będą chciały jeszcze ulepszyć swój warsztat, a następnie pracować - dzielić się radością dobrej zabawy z innymi.

TA: Nietrudno było zauważyć, że wszyscy uczestnicy byli bardzo zaskoczeni. Większość z nich, a może nawet i wszyscy, nie mogli sobie tego na początku wyobrazić. Już w trakcie warsztatów widziałam to wielkie zaskoczenie i radość. Później mówili, że nie spotkali się z czymś podobnym nigdy wcześniej, że dla nich jest to bardzo potrzebne w ich pracy i działaniu. Wielu też było zaskoczonych przeżywaniem dobrej zabawy bez alkoholu.

KO: Przez trzy dni warsztatów grupa przygotowywała niespodziankę - prezent dla nas. Wieczorami dziewczyny ćwiczyły układ taneczny. Każdego dnia dokładały do swoich kroków nowe, których nauczyły się w ciągu dnia. Na pożegnanie odtańczyły ten taniec specjalnie dla nas. Ksiądz Andrzej żartował, że zrobiliśmy rewolucję i teraz wszystkie wykłady w Instytucie będą musiały być prowadzone z podkładem muzycznym i z odpowiednią choreografią. Uczestnicy byli bardzo zadowoleni, zapraszali nas, byśmy ponownie do nich przyjechali. Miałam łzy w oczach, kiedy się żegnaliśmy - obdarowaliśmy się nawzajem radością.

A jaki jest sens podejmowania tego typu inicjatyw? Jaki jest związek między warsztatami a Krucjatą?

TA: Dla mnie osobiście jest to wpisane w działalność Krucjaty. Przecież przebywanie w Krucjacie to radosne przeżywanie swojego życia, wiary i dawanie tego doświadczenia innym. Ponieważ nie zawsze umiemy spędzać swój czas radośnie bez środków psychoaktywnych, to potrzebujemy się tego nauczyć.

PS: Sens tego typu inicjatyw jest duży, gdyż dzieło Krucjaty rozwija się na tamtym terenie. W związku z tym zapotrzebowanie na imprezy jak ta, będzie rosło, bo tradycyjny tamadan (wodzirej) w tamtych stronach jest kojarzony bardziej z rozpijaniem uczestników wesela niż dawaniem bodźca do dobrej zabawy.

KO: Jednym z filarów Krucjaty, oprócz modlitwy i postu, jest jałmużna. Kiedyś przeczytałam, że jałmużnę dajemy wtedy, kiedy obdarowujemy nie tym, o co jesteśmy proszeni, ale tym, co tej osobie naprawdę jest potrzebne. Można to porównać ze sceną z Dziejów Apostolskich: Nie mam srebra ani złota - powiedział Piotr - ale co mam, to ci daję: W Imię Jezusa Chrystusa, Nazarejczyka, chodź! (Dz 3, 6). Być może tam potrzebne są pieniądze, może jedzenie, może coś jeszcze materialnego, a nasza ekipa pokazała jedynie możliwość dobrej zabawy bez alkoholu. Okazało się, że właśnie to było bardzo potrzebne i na to bardzo czekali wszyscy uczestnicy.

Czy w tym konkretnym przypadku nie lepiej byłoby np. zająć się ewangelizacją, a nie warsztatami jak te?

KO: Ewangelizacja jest głoszeniem Dobrej Nowiny i na tych warsztatach taka okazja oczywiście była. Powiedzieliśmy, dlaczego tak właśnie żyjemy, dlaczego wybraliśmy taki styl życia i kto naprawdę jest dla nas najważniejszy w życiu.

TA: Warsztaty, które prowadziliśmy, miały w sobie wiele z ewangelizacji. Powiedziałabym nawet, że to była nowa ewangelizacja (ewangelizacja w nowy sposób i nowymi metodami). Po warsztatach czułam się jak po przeżyciu rekolekcji. Widziałam, że dla wielu osób doświadczenie prawdziwej radości we wspólnocie było też doświadczeniem obecności Pana.

PS: Można powiedzieć, że jest to też pewnego rodzaju ewangelizacja - poprzez dawanie dobrego świadectwa i radości pochodzącej od Ducha Świętego.

Dlaczego zdecydowaliście się wziąć udział w tych warsztatach? Co Was motywowało?

KO: Skoro obiecałam, że zajmę się całą sprawą, to nie miałam wyjścia - zorganizowałam ekipę. Bardzo się cieszę, kiedy ludzie bawią się razem, kiedy mogą weselić się bez alkoholu. W Polsce jest już wypracowana pewna tradycja takich zabaw i wesel. Na Ukrainie nie jest to znane zjawisko. Kiedyś trzeba było zacząć.

PS: Postanowiłem wziąć udział, ponieważ widziałem, że była taka potrzeba. A skoro jest to coś, co lubię robić, więc mogę się tym podzielić z innymi.

TA: Po warsztatach w Katowicach, w których uczestniczyłam z siostrą, prowadziłyśmy bezalkoholowe wesele w Murafie na Ukrainie, gdzie zobaczyłyśmy wielką potrzebę przygotowania ludzi do poprowadzenia i przeżywania takiego wesela. Moją największą radością było podzielenie się - tak z prowadzącymi, jak i ze studentami - moim doświadczeniem wesela, które prowadziłam. Porównując wesele w Polsce i na Ukrainie, zobaczyłam wiele zasadniczych różnic, których nie sposób ominąć, a które można poznać tylko przeżywając wesele w danym kraju. Wiedziałam, że osoby, które jechały prowadzić warsztaty dla wodzirejów nie były do końca świadome tych różnic.

Jakie są zatem tradycje i zwyczaje wesela na Ukrainie?

TA: Główne części obrzędów są takie same jak i w Polsce: zaręczyny, wesele, oczepiny, poprawiny. Niektóre tradycje na weselach ukraińskich są jeszcze mocno związane z tradycją komunistyczną (antyreligijną). Jednym z wielkich problemów jest, często jeszcze spotykany, nawet wśród katolików, zwyczaj świętowania najpierw wesela, a potem brania ślubu (najczęściej w sobotę jest wesele, a w niedzielę ślub). Także na weselach jest dużo zwyczajów alkoholowych, które trzeba zamieniać na bezalkoholowe. I chyba najtrudniejsze zadanie to dotarcie do świadomości i mentalności ludzi, przekonanie, że można się bawić bez wódki.

PS: Wiele rzeczy jest innnych, dlatego, zaczynając warsztaty, staraliśmy się zwrócić uwagę na bogactwo tamtejszej kultury i tradycji. W mniejszych grupach uczestnicy mieli się podzielić scenariuszem ich wesel, regionalnymi tradycjami. Zresztą tak zwane "pokazowe wesele", które odbyło się na zakończenie warsztatów z udziałem Jego Ekscelencji biskupa Leona Dubrawskiego, też było oparte na połączeniu tradycji z różnych regionów Ukrainy. Podobnie jak Polacy, ludność ukraińska jest bardzo rozśpiewana. Pewne rzeczy, które sprawdziły się na gruncie wesel w Polsce, to znaczy tańce integracyjne, doskonale wpasowały się w scenariusz wesela, gdyż dostosowaliśmy je do tradycyjnej muzyki ukraińskiej.

Czy planowane są kolejne takie przedsięwzięcia na Ukrainie?

PS: Tak. Konkretnego terminu jeszcze nie ma, ale takie warsztaty się tam sprawdziły. To były dwa roczniki czteroletniego studium katechetycznego, więc zostają jeszcze trzy. A zapotrzebowanie na tego typu wodzirejów na pewno będzie rosnąć.

TA: Już miesiąc po kursie spotkałam się z niektórymi studentami, którzy dziękowali za przeżyte szkolenia i pytali, kiedy będą mogli jeszcze coś podobnego przeżyć.

KO: W przyszłości może odbędą się warsztaty dla wodzirejów "rodzimych". Kilka osób z tej grupy od razu wykazało się umiejętnością prowadzenia zabaw, przejęło inicjatywę w grupie podczas wesela.

A co w Was zostanie po tamtych warsztatach?

TA: Piękne doświadczenia i wspomnienia. Zobaczyłam, że młodzież na Ukrainie też potrafi pięknie się bawić i jest wielu takich, którzy potrafią poprowadzić zabawę. Wielu też zapaliło się do poprowadzenia zabawy. Oczywiście, potrzebują jeszcze wielu szkoleń.

PS: Myślę, że nauczyłem się nowego podejścia do ludzi. Na pewno to, czego my możemy się nauczyć - i czego trochę zazdrościmy Ukraińcom - to otwartość na ludzi i chęć angażowania się w zabawę. Każde warsztaty mają to do siebie, że następuje doskonała wymiana informacji, zabaw i zwyczajów specyficznych dla danego regionu. Bogactwo tamtejszej kultury może zachwycić każdego.

Życzę wam zatem kolejnych, równie udanych warsztatów na Ukrainie!

Eleuteria nr 57, styczeń - marzec 2004

początek strony