Krucjata odpowiedzią na potrzeby naszych
czasów
Zanim znalazłam się w gronie członków Krucjaty Wyzwolenia
Człowieka, a ściślej mówiąc zanim w ogóle jeszcze
zetknęłam się z Ruchem Światło-Życie, zostałam przez pewne okoliczności
niejako przygotowana i przekonana do trwania w trzeźwości. Zaznaczę
może, że w domu rodzinnym nie nadużywano alkoholu, ja sama też prawie
go nie piłam. Mimo to, argumenty, które napotykamy w Krucjacie,
ukazujące trzeźwość jako skuteczną pomoc w przełamywaniu tak
rozpowszechnionego w środowiskach polskich przymusu picia,
przyczyniającą się także do przemiany obyczajowości poprzez stwarzanie
trzeźwych środowisk - stały się dla mnie w pewnym momencie oczywiste.
Na weselu mojej siostry był obecny kuzyn, któremu wszyto
esperal. Jak wiadomo, wyklucza to picie alkoholu, z którym od
lat miał problem, popadając w tzw. "ciągi". Tym razem jednak nie pił od
dłuższego już czasu i rodzina niepokoiła się o się o to, czy wytrwa.
Zauważyłam, że nie czuje się najlepiej w sytuacji "bycia innym",
"odstawania od reszty", nie mówiąc już o tym, że widok
różnego rodzaju "specjałów" był dla niego nie lada
pokusą. Ale oczywiście nikt się tym specjalnie nie przejmował. W tej
sytuacji wydawało mi się czymś koniecznym solidaryzowanie się z nim.
Polegało to na przysiadaniu się od czasu do czasu do niego, rozmawianiu
itp., zaznaczając, że szukam towarzystwa niepijących.
Po upływie pewnego czasu znowu mieliśmy okazję odwiedzić razem naszych
kuzynów, którzy jak przystało na ludzi kulturalnych i
cieszących się szacunkiem w swoim środowisku (farmaceuci), mieli barek
zaopatrzony w bardziej wykwintne alkohole, sami ich nie nadużywając.
Ale przecież chcieli się okazać gościnni. Kiedy więc zauważyłam, że
zaczynają się krzątać około tych spraw, wyszłam za kuzynką do kuchni i
usiłowałam jej wytłumaczyć, dlaczego nie powinni dziś podawać alkoholu.
"Jesteśmy tu przecież sami swoi" - przekonywałam. "Jest z nami brat
tego kuzyna - ksiądz i choć nie jest abstynentem, także to zrozumie".
Niestety, moja argumentacja nie odniosła skutku. Nadal jednak miałam
przeświadczenie, że z mojej strony picie w tej konkretnej sytuacji
byłoby nieprzyzwoitością i że nie muszę odwoływać się tu do jakichś
wielkich motywacji, wystarczy po prostu wyczucie.
Kuzyn wytrzymał w tej przymusowej abstynencji jeszcze przez pewien
czas, ale podczas któregoś następnego ciągu zmarł. Nie wiem
nawet, czy przekroczył 40. rok życia. Kiedy zapoznałam się z
założeniami Krucjaty, byłam już przygotowana. Nie miałam żadnych "ale".
Tak wiele nieszczęść spowodowanych nadmiernym piciem alkoholu
napotykamy na każdym kroku i tak wiele jeszcze pozostaje do życzenia w
przemianie naszej mentalności w tej dziedzinie, że Krucjata jawi się tu
jako odpowiedź na potrzebę czasu. Trwa już 25 lat i jeszcze długo nie
przestanie być potrzebna. I ja także trwam w niej od początku.
Krystyna Szewc
Wybudowaliśmy kościół
W latach 80. prawie wszystko można było załatwić za papierosy i
alkohol. W 1984 roku przystąpiłem do budowy kościoła i zaplecza
duszpasterskiego. Ani razu nie podałem alkoholu decydentom
rozdzielnictwa materiałów budowlanych, by pozyskać ich podpis.
Tylko w jednym wypadku nie uzyskałem akcesji, na cement, ponieważ nie
podarowałem zwyczajowego alkoholu, a ponadto nie przyjąłem poczęstunku,
nie chciałem się napić. Przy odbiorze poszczególnych
akcesoriów nigdy nie było alkoholu. Cała budowa przebiegła bez
przysłowiowego kieliszka i została ukończona w 1987 roku - w roku
Kongresu Eucharystycznego.
ks. Kazimierz Sroka
Krucjata darem dla Ukrainy
Krucjata jest darem Bożym dla całego Kościoła. Przekonujemy się o tym
na Ukrainie, gdzie problem alkoholizmu jest jeszcze poważniejszy niż w
Polsce, a społeczeństwo jest niemal całkowicie bezradne i bezbronne
wobec niszczących go zniewoleń. Wydaje się, że nie można tam nic
zmienić i nie można żyć bez alkoholu, kłamstwa, kradzieży.
Pracując już czwarty rok na Ukrainie, zrozumiałem jeszcze głębiej
ogromny sens mojego bycia w Krucjacie i zobaczyłem, jak świadectwo
wolności, nawet pojedynczych osób, wyzwala wielu. Dzisiaj mamy
już około trzystu członków Krucjaty, najwięcej z Domowego
Kościoła, ale jest też wielu nienależących do ruchu. Odbyły się już
dwie ogólnokrajowe pielgrzymki Krucjaty, kilka wesel
bezalkoholowych. Jest coraz więcej ludzi wyzwolonych z nałogu, a przede
wszystkim wielu ludzi wyzwolonych z apatii, którzy uwierzyli, że
można coś zmienić, że wcale nie trzeba żyć "tak jak wszyscy", że
Chrystus prawdziwie zmartwychwstał i przynosi nam nowe życie na
Ukrainie.
ks. Jarosław Gąsiorek,
diecezja kamieniecko-podolska
Wskazywać na Tego, który
wszystko może
Od kilku lat, jako siostra zakonna i pielęgniarka, pracując w szpitalu
czy pełniąc posługę wśród chorych w terenie, spotykałam się z
ludzkim cierpieniem, biedą, zmaganiem związanym niejednokrotnie z
trudną sytuacją w rodzinie, w małżeństwie - tak często z powodu
alkoholizmu. Zastanawiałam się nad tym, jak zaradzić tym biedom, jak w
tych środowiskach przywrócić radość i nadzieję?
Odpowiedź przyszła gdy, poproszona o pomoc, wzięłam udział w
pielgrzymce Krucjaty Wyzwolenia Człowieka do Niepokalanowa. Podczas
nocnego czuwania doświadczyłam, jak potrzebuję Jezusa, Jego
wyzwalającej mocy, jak bardzo potrzebują jej ci, z którymi się
spotykam. To Jezus mówi: "Przyjdźcie do mnie wszyscy,
którzy jesteście utrudzeni i obciążeni! Wszyscy... A Ja was
pokrzepię, pocieszę, uzdrowię, wyzwolę, a Ja was zbawię!".
Zrozumiałam, że to nie ja jestem Mesjaszem, że to nie w mojej mocy
zaradzić każdej biedzie, nieszczęściu, cierpieniu, zniewoleniu. Jednak
to właśnie ja mogę wskazać Tego, który wszystko może! Poczułam
się zaproszona, by podjąć dar modlitwy i abstynencji w imieniu
wszystkich, którzy o własnych siłach nie mogą już powstać.
Krucjata Wyzwolenia Człowieka to wielki dar dla Kościoła, to wielka
łaska również dla mnie. Niech Bóg będzie uwielbiony w
tym, czego dokonuje poprzez wspólnoty Krucjaty!
s. Wioletta Obal
Służba w krucjacie jest wielką radością
Jestem siostrą zakonną. Od kilkunastu lat pracuję w środowisku
parafialnym i z tej racji często spotykam się z ludzkimi problemami.
Obserwując życie osób dotkniętych chorobą alkoholową - i jakże
trudny los ich rodzin - stawiałam sobie często pytanie: "Jak im
pomóc?". Prosiłam Boga o światło i mądrość w tej sprawie. Wtedy
właśnie usłyszałam o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka. Pomyślałam, że
będzie to najlepsza forma pomocy człowiekowi uzależnionemu, gdyż jest
ona oparta głęboko na Ewangelii Chrystusa, który wziął na siebie
nasze grzechy i słabości, i na Krzyżu nas odkupił. Dlatego też, po
przemodleniu i przy pomocy ludzi dobrej woli, powstała wspólnota
Krucjaty w naszej parafii, która wciąż rozwija się liczebnie i
duchowo. Wspólnotę tworzą osoby, które dzielą się darem
ufnej modlitwy i radosnej abstynencji, ale w większości są to osoby
dotknięte problemem uzależnień. Doświadczając wielu łask od Boga, wielu
nawróceń i wyzwoleń z różnego rodzaju uzależnień,
wspólnota podejmuje służbę apostolską i ewangelizacyjną wobec
bliźnich.
W Krucjacie Wyzwolenia Człowieka odkrywam wielkie bogactwo duchowe,
które jest darem na dzisiejsze czasy. Obecnie, gdy
współczesny człowiek tak bardzo zagrożony jest kryzysem
wartości, w Krucjacie i przez Krucjatę może odnaleźć właściwą drogę,
poznając prawdę, która wyzwala. Nie jest to droga łatwa - jest
to droga pełna wyrzeczeń i poświęcenia; powiedziałabym, że jest to
droga twórczego budowania dobra w nas i wokół nas. Jest
to droga pewna, gdyż ściśle oparta na Ewangelii i nauczaniu Kościoła.
Tworząc parafialne wspólnoty Krucjaty w Kościele, możemy stawać
się narzędziami w rękach Chrystusa i świadkami Bożego Miłosierdzia i
chrześcijańskiej odwagi.
Dobiega 12 lat mojej posługi apostolskiej w Krucjacie Wyzwolenia
Człowieka. Swoją służbę w Krucjacie i z Krucjatą traktuję i przeżywam
jako stawanie wraz z Maryją pod krzyżem Chrystusa i wraz z Nim przy
krzyżu ludzkiego cierpienia i zniewolenia, wierząc, że w Jezusie
Chrystusie jest wewnętrzne uzdrowienie i wyzwolenie. Dziękuję Bogu za
to, że pozwala mi uczestniczyć w swoim zbawczym dziele; za to, że
umacnia moją wiarę i powołanie. Składam Bogu uwielbienie za dzieło
Krucjaty w Kościele i za dar wspólnoty Krucjaty w naszej
dębickiej parafii, dzięki której wielu braci i sióstr
odzyskuje wolność Dzieci Bożych i radość abstynencji.
s. Justyna Papież,
służebniczka dębicka
Cicha pomoc siostrom i braciom
Krucjatę Wyzwolenia Człowieka spotkałam na szlaku pielgrzymkowym z
Przemyśla na Jasną Górę. Jeden dzień "rekolekcji w drodze"
poświęcony był trzeźwości, wyzwoleniu itp. I właśnie wtedy dołączył do
naszej grupy ks. prałat Stanisław Zarych, niezmordowany duszpasterz
trzeźwości, z grupą ludzi należących do Krucjaty. Po płomiennej
konferencji księdza i świadectwie brata Czesława zrodziło się w moim
młodym, 15-letnim sercu pragnienie wstąpienia w szeregi Krucjaty.
Równocześnie męczyłam się z wewnętrznymi oporami, niepewnością i
lękiem, czy nie jestem za młoda, przecież obowiązują mnie jeszcze
przyrzeczenia z Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, właściwie
mogę jeszcze poczekać. Po gorącej modlitwie w tej intencji moje
pragnienie zwyciężyło, podpisałam deklarację członkowską.
Obecnie jestem siostrą zakonną, muszę powiedzieć, że bardzo szczęśliwą,
a Krucjata Wyzwolenia Człowieka jest moją nieodłączną towarzyszką,
która mobilizuje mnie do modlitwy, do dawania świadectwa i
cichej pomocy braciom i siostrom, którym jest trudno wyzwolić
się z nałogu. Bardzo się cieszę, że należę do Krucjaty i przez to mam
swój udział w budowaniu pięknego, radosnego, trzeźwego i wolnego
świata. Życzę wszystkim, w których zrodzi się pragnienie
wstąpienia w szeregi Krucjaty, by się nie lękali, bo warto żyć
radośnie, szczęśliwie i w wolności, do której wyswobodził nas
Chrystus, a przy okazji pomagać bliźnim.
s. Cecylia OSB
Mój powrót do Krucjaty
Jestem franciszkaninem. Z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka zetknąłem się w
początkach 1986 roku i wkrótce stałem się jej kandydatem. W 1988
z entuzjazmem wstąpiłem do Krucjaty. Po wyjeździe na misje, w roku
1990, doszło - niestety - do mojego odejścia z Krucjaty. Nie
natychmiast, ale stopniowo - przy okazjach różnych
niestrawności, przeziębień i niedomagań. Pewnego dnia zdecydowałem się
poprosić spowiednika o zwolnienie mnie ze złożonego przyrzeczenia. Z
biegiem czasu zapomniałem zarówno o Krucjacie, jak i o Ruchu ,
który zamierzałem zaszczepić na tym terenie (zacząłem nawet
tłumaczenie materiałów, lecz nawał obowiązków misyjnych
nie pozwolił kontynuować).
W ciągu ostatnich miesięcy miałem wystarczająco dużo czasu do własnej
dyspozycji, co pozwoliło mi na ponowne odkrycie Ruchu i jego ramienia
jakim jest Krucjata. Kiedyś, nawigując po Internecie, "przypadkiem"
wszedłem na stronę Ruchu i... zaczęło się. Od tamtego momentu dosyć
często zaglądałem tam i kopiowałem różne teksty. Przypomniałem
sobie Krucjatę i zrobiło mi się wstyd, że uległem pokusie. Jednocześnie
czułem, że myśl o niej nie opuszcza mnie, aż wreszcie, w początkach
marca bieżącego roku zdecydowałem się na powrót do Ruchu
Światło-Życie i do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. W dniu świętego
Józefa, 19 marca, wypełniłem deklarację. Jestem wdzięczny Panu
za ten dar, dzięki któremu mogę być pełniej wolny i stać się
znakiem solidarności, zwłaszcza z braćmi dźwigającymi krzyże
nałogów. Dziękuję Wam za nakłonienie mnie do złożenia tego
świadectwa!
o. Stanisław M., Brazylia
Idziemy razem
Basia: Jesteśmy małżeństwem od 4,5 lat. Mamy dwuletnią córeczkę
Marysię. Oboje jesteśmy członkami Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, ale z
różnym stażem. Ja krucjatę podjęłam zaraz po ukończeniu 18. roku
życia. Od zawsze byłam przekonana, że jest to niesamowite dobro.
Rodzice stworzyli mi i mojemu rodzeństwu cudowny dom - pełen miłości i
radości. Nigdy nie miałam też wątpliwości, że to owoc ich
przynależności do Domowego Kościoła i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
Moją abstynencję ofiarowałam więc w intencji mojej przyszłej rodziny, w
szczególności męża. Wierzyłam, że jeżeli Pan Bóg będzie
miał inne plany co do mnie, Matka Niepokalana "coś" z tą Krucjatą
zrobi. Męża dostałam cudownego, więc teraz pewnie ktoś inny potrzebuje
mojej ofiary...
Janusz: Podpisałem deklarację Krucjaty w 1999 r. w intencji mojego
taty, który ma problem alkoholowy. Widziałem zarówno
dobre, jak i złe strony alkoholu. Mój dziadek jest dla mnie
wzorem człowieka, który potrafi korzystać z tego dobra w
należyty sposób (i chyba najbardziej było mi żal tej lampki
koniaku u dziadka). Z drugiej strony - w domu niejednokrotnie byłem
świadkiem strasznego zła i agresji wywołanych właśnie alkoholem.
Początkowo Krucjatę traktowałem jako "post" - jako moje wyrzeczenie dla
taty. Teraz widzę, że Krucjata przede wszystkim zmienia mnie samego.
Czasem zdarza się, że przez to, że nie piję zwracam na siebie uwagę
całego towarzystwa (np. w pracy podczas różnych imprez), ale
przynajmniej wtedy naprawdę czuję, że płynę "pod prąd". Myślę, że
pośrednim owocem mojego i Basi uczestnictwa w Krucjacie jest
również, podpisana w ubiegłym roku, deklaracja kandydacka mojej
mamy. Bardzo cieszymy się, że taką drogą idziemy razem.
Basia i Janusz Puzikowie
W domu było nas dziewięcioro
Z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka stykam się już od 20 lat. Od tego roku
jestem jej członkiem. Wcześniej znałem ją z opowiadania mojej siostry
Stasi. To ona zachęciła mnie i moją rodzinę do podpisania deklaracji i
wytrwania w trzeźwości. W kilka lat później, na bezalkoholowym
weselu mojego brata, który należał już do Krucjaty, zobaczyłem
jak pięknie można bawić się bez alkoholu. Poszedłem za jego przykładem
i tak samo urządziłem swój dzień zaślubin.
Dzięki Stasi, a ściślej mówiąc dzięki wstąpieniu do Krucjaty
Wyzwolenia Człowieka, cała nasza rodzina jest naprawdę trzeźwa. Żadnych
okazji, żadnych imprez czy spotkań rodzinnych, nie zakrapia się
alkoholem, nie używa się go u nas w ogóle. Dlatego jesteśmy
naprawdę szczęśliwi i wolni od tego zgubnego nałogu. Wśród
naszych znajomych, przy ważnych uroczystościach rodzinnych, zamiast
alkoholu ma miejsce wspólna modlitwa w różnych
intencjach. Mamy przez najstarszego brata założony "rodzinny
różaniec", dlatego jedną dziesiątkę odmawiamy wspólnie
przy różnych spotkaniach.
W domu było nas dziewięcioro. Jesteśmy już wszyscy dorośli, mamy swoje
rodziny i z dumą możemy oświadczyć, że żadne z nas nigdy nie widziało
pijanego ojca, teraz już dziadka i pradziadka, a wszystko to dzięki
Krucjacie. Moje dzieci już pytają, kiedy będą mogły podpisać deklarację
trzeźwości Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Często czytam "Eleuterię" -
pismo Krucjaty Wyzwolenia Człowieka - i podziwiam dzieci, podpisujące
deklarację za pijącego ojca, matkę czy brata. To naprawdę bardzo
piękne, to rozczula do łez. Ci, którzy tak postępują, rozumieją
hasło umieszczone na znaku Krucjaty Wyzwolenia Człowieka: Nie lękajcie
się!
Krucjata Wyzwolenia Człowieka - która powstała jako odpowiedź na
apel papieża Jana Pawła II, który w dzień inauguracji swego
pontyfikatu w Rzymie zwrócił się z gorącym apelem do wszystkich
Polaków, aby się przeciwstawili wszystkiemu co uwłacza ludzkiej
godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa, a nawet może aż
zagrażać jego egzystencji - ma w dzisiejszym świecie, w świecie tak
wielkich zagrożeń nie tylko nałogiem pijaństwa, bardzo trudną misję do
spełnienia.
Tadeusz Orzeł
Z całą rodziną
W Krucjacie Wyzwolenia Człowieka jestem od 17. roku życia, czyli 7 lat.
Przez ten czas ani razu nie żałowałam swojej decyzji. Choć oczywiście
abstynencja jest pewnym wyrzeczeniem, wiem, że łaski, jakimi Pan
Bóg obdarza mnie i innych ludzi za przyczyną tego dzieła, są
znacznie większe.
Na pewno wpływ na moją decyzję miały "tradycje" rodzinne. Rodzice oraz
czworo starszego rodzeństwa byli w tym ruchu i widziałam, że nie
przeszkadza im to być szczęśliwymi, a wręcz przeciwnie. Za dar Krucjaty
Wyzwolenia Człowieka dziękuję, Panie!
Paulina Adamczyk
|
|