Idziemy tą drogą razem!
Świadectwa nadesłane do redakcji "Eleuterii" z okazji
25-lecia proklamowania Krucjaty Wyzwolenia Człowieka
poprzednia strona

Krucjata odpowiedzią na potrzeby naszych czasów
Zanim znalazłam się w gronie członków Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, a ściślej mówiąc zanim w ogóle jeszcze zetknęłam się z Ruchem Światło-Życie, zostałam przez pewne okoliczności niejako przygotowana i przekonana do trwania w trzeźwości. Zaznaczę może, że w domu rodzinnym nie nadużywano alkoholu, ja sama też prawie go nie piłam. Mimo to, argumenty, które napotykamy w Krucjacie, ukazujące trzeźwość jako skuteczną pomoc w przełamywaniu tak rozpowszechnionego w środowiskach polskich przymusu picia, przyczyniającą się także do przemiany obyczajowości poprzez stwarzanie trzeźwych środowisk - stały się dla mnie w pewnym momencie oczywiste.
Na weselu mojej siostry był obecny kuzyn, któremu wszyto esperal. Jak wiadomo, wyklucza to picie alkoholu, z którym od lat miał problem, popadając w tzw. "ciągi". Tym razem jednak nie pił od dłuższego już czasu i rodzina niepokoiła się o się o to, czy wytrwa. Zauważyłam, że nie czuje się najlepiej w sytuacji "bycia innym", "odstawania od reszty", nie mówiąc już o tym, że widok różnego rodzaju "specjałów" był dla niego nie lada pokusą. Ale oczywiście nikt się tym specjalnie nie przejmował. W tej sytuacji wydawało mi się czymś koniecznym solidaryzowanie się z nim. Polegało to na przysiadaniu się od czasu do czasu do niego, rozmawianiu itp., zaznaczając, że szukam towarzystwa niepijących.
Po upływie pewnego czasu znowu mieliśmy okazję odwiedzić razem naszych kuzynów, którzy jak przystało na ludzi kulturalnych i cieszących się szacunkiem w swoim środowisku (farmaceuci), mieli barek zaopatrzony w bardziej wykwintne alkohole, sami ich nie nadużywając. Ale przecież chcieli się okazać gościnni. Kiedy więc zauważyłam, że zaczynają się krzątać około tych spraw, wyszłam za kuzynką do kuchni i usiłowałam jej wytłumaczyć, dlaczego nie powinni dziś podawać alkoholu. "Jesteśmy tu przecież sami swoi" - przekonywałam. "Jest z nami brat tego kuzyna - ksiądz i choć nie jest abstynentem, także to zrozumie". Niestety, moja argumentacja nie odniosła skutku. Nadal jednak miałam przeświadczenie, że z mojej strony picie w tej konkretnej sytuacji byłoby nieprzyzwoitością i że nie muszę odwoływać się tu do jakichś wielkich motywacji, wystarczy po prostu wyczucie.
Kuzyn wytrzymał w tej przymusowej abstynencji jeszcze przez pewien czas, ale podczas któregoś następnego ciągu zmarł. Nie wiem nawet, czy przekroczył 40. rok życia. Kiedy zapoznałam się z założeniami Krucjaty, byłam już przygotowana. Nie miałam żadnych "ale". Tak wiele nieszczęść spowodowanych nadmiernym piciem alkoholu napotykamy na każdym kroku i tak wiele jeszcze pozostaje do życzenia w przemianie naszej mentalności w tej dziedzinie, że Krucjata jawi się tu jako odpowiedź na potrzebę czasu. Trwa już 25 lat i jeszcze długo nie przestanie być potrzebna. I ja także trwam w niej od początku.

Krystyna Szewc


Wybudowaliśmy kościół
W latach 80. prawie wszystko można było załatwić za papierosy i alkohol. W 1984 roku przystąpiłem do budowy kościoła i zaplecza duszpasterskiego. Ani razu nie podałem alkoholu decydentom rozdzielnictwa materiałów budowlanych, by pozyskać ich podpis. Tylko w jednym wypadku nie uzyskałem akcesji, na cement, ponieważ nie podarowałem zwyczajowego alkoholu, a ponadto nie przyjąłem poczęstunku, nie chciałem się napić. Przy odbiorze poszczególnych akcesoriów nigdy nie było alkoholu. Cała budowa przebiegła bez przysłowiowego kieliszka i została ukończona w 1987 roku - w roku Kongresu Eucharystycznego.

ks. Kazimierz Sroka


Krucjata darem dla Ukrainy
Krucjata jest darem Bożym dla całego Kościoła. Przekonujemy się o tym na Ukrainie, gdzie problem alkoholizmu jest jeszcze poważniejszy niż w Polsce, a społeczeństwo jest niemal całkowicie bezradne i bezbronne wobec niszczących go zniewoleń. Wydaje się, że nie można tam nic zmienić i nie można żyć bez alkoholu, kłamstwa, kradzieży.
Pracując już czwarty rok na Ukrainie, zrozumiałem jeszcze głębiej ogromny sens mojego bycia w Krucjacie i zobaczyłem, jak świadectwo wolności, nawet pojedynczych osób, wyzwala wielu. Dzisiaj mamy już około trzystu członków Krucjaty, najwięcej z Domowego Kościoła, ale jest też wielu nienależących do ruchu. Odbyły się już dwie ogólnokrajowe pielgrzymki Krucjaty, kilka wesel bezalkoholowych. Jest coraz więcej ludzi wyzwolonych z nałogu, a przede wszystkim wielu ludzi wyzwolonych z apatii, którzy uwierzyli, że można coś zmienić, że wcale nie trzeba żyć "tak jak wszyscy", że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał i przynosi nam nowe życie na Ukrainie.

ks. Jarosław Gąsiorek, diecezja kamieniecko-podolska


Wskazywać na Tego, który wszystko może
Od kilku lat, jako siostra zakonna i pielęgniarka, pracując w szpitalu czy pełniąc posługę wśród chorych w terenie, spotykałam się z ludzkim cierpieniem, biedą, zmaganiem związanym niejednokrotnie z trudną sytuacją w rodzinie, w małżeństwie - tak często z powodu alkoholizmu. Zastanawiałam się nad tym, jak zaradzić tym biedom, jak w tych środowiskach przywrócić radość i nadzieję?
Odpowiedź przyszła gdy, poproszona o pomoc, wzięłam udział w pielgrzymce Krucjaty Wyzwolenia Człowieka do Niepokalanowa. Podczas nocnego czuwania doświadczyłam, jak potrzebuję Jezusa, Jego wyzwalającej mocy, jak bardzo potrzebują jej ci, z którymi się spotykam. To Jezus mówi: "Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni! Wszyscy... A Ja was pokrzepię, pocieszę, uzdrowię, wyzwolę, a Ja was zbawię!".
Zrozumiałam, że to nie ja jestem Mesjaszem, że to nie w mojej mocy zaradzić każdej biedzie, nieszczęściu, cierpieniu, zniewoleniu. Jednak to właśnie ja mogę wskazać Tego, który wszystko może! Poczułam się zaproszona, by podjąć dar modlitwy i abstynencji w imieniu wszystkich, którzy o własnych siłach nie mogą już powstać.
Krucjata Wyzwolenia Człowieka to wielki dar dla Kościoła, to wielka łaska również dla mnie. Niech Bóg będzie uwielbiony w tym, czego dokonuje poprzez wspólnoty Krucjaty!

s. Wioletta Obal


Służba w krucjacie jest wielką radością
Jestem siostrą zakonną. Od kilkunastu lat pracuję w środowisku parafialnym i z tej racji często spotykam się z ludzkimi problemami. Obserwując życie osób dotkniętych chorobą alkoholową - i jakże trudny los ich rodzin - stawiałam sobie często pytanie: "Jak im pomóc?". Prosiłam Boga o światło i mądrość w tej sprawie. Wtedy właśnie usłyszałam o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka. Pomyślałam, że będzie to najlepsza forma pomocy człowiekowi uzależnionemu, gdyż jest ona oparta głęboko na Ewangelii Chrystusa, który wziął na siebie nasze grzechy i słabości, i na Krzyżu nas odkupił. Dlatego też, po przemodleniu i przy pomocy ludzi dobrej woli, powstała wspólnota Krucjaty w naszej parafii, która wciąż rozwija się liczebnie i duchowo. Wspólnotę tworzą osoby, które dzielą się darem ufnej modlitwy i radosnej abstynencji, ale w większości są to osoby dotknięte problemem uzależnień. Doświadczając wielu łask od Boga, wielu nawróceń i wyzwoleń z różnego rodzaju uzależnień, wspólnota podejmuje służbę apostolską i ewangelizacyjną wobec bliźnich.
W Krucjacie Wyzwolenia Człowieka odkrywam wielkie bogactwo duchowe, które jest darem na dzisiejsze czasy. Obecnie, gdy współczesny człowiek tak bardzo zagrożony jest kryzysem wartości, w Krucjacie i przez Krucjatę może odnaleźć właściwą drogę, poznając prawdę, która wyzwala. Nie jest to droga łatwa - jest to droga pełna wyrzeczeń i poświęcenia; powiedziałabym, że jest to droga twórczego budowania dobra w nas i wokół nas. Jest to droga pewna, gdyż ściśle oparta na Ewangelii i nauczaniu Kościoła. Tworząc parafialne wspólnoty Krucjaty w Kościele, możemy stawać się narzędziami w rękach Chrystusa i świadkami Bożego Miłosierdzia i chrześcijańskiej odwagi.
Dobiega 12 lat mojej posługi apostolskiej w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka. Swoją służbę w Krucjacie i z Krucjatą traktuję i przeżywam jako stawanie wraz z Maryją pod krzyżem Chrystusa i wraz z Nim przy krzyżu ludzkiego cierpienia i zniewolenia, wierząc, że w Jezusie Chrystusie jest wewnętrzne uzdrowienie i wyzwolenie. Dziękuję Bogu za to, że pozwala mi uczestniczyć w swoim zbawczym dziele; za to, że umacnia moją wiarę i powołanie. Składam Bogu uwielbienie za dzieło Krucjaty w Kościele i za dar wspólnoty Krucjaty w naszej dębickiej parafii, dzięki której wielu braci i sióstr odzyskuje wolność Dzieci Bożych i radość abstynencji.

s. Justyna Papież, służebniczka dębicka


Cicha pomoc siostrom i braciom
Krucjatę Wyzwolenia Człowieka spotkałam na szlaku pielgrzymkowym z Przemyśla na Jasną Górę. Jeden dzień "rekolekcji w drodze" poświęcony był trzeźwości, wyzwoleniu itp. I właśnie wtedy dołączył do naszej grupy ks. prałat Stanisław Zarych, niezmordowany duszpasterz trzeźwości, z grupą ludzi należących do Krucjaty. Po płomiennej konferencji księdza i świadectwie brata Czesława zrodziło się w moim młodym, 15-letnim sercu pragnienie wstąpienia w szeregi Krucjaty. Równocześnie męczyłam się z wewnętrznymi oporami, niepewnością i lękiem, czy nie jestem za młoda, przecież obowiązują mnie jeszcze przyrzeczenia z Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, właściwie mogę jeszcze poczekać. Po gorącej modlitwie w tej intencji moje pragnienie zwyciężyło, podpisałam deklarację członkowską.
Obecnie jestem siostrą zakonną, muszę powiedzieć, że bardzo szczęśliwą, a Krucjata Wyzwolenia Człowieka jest moją nieodłączną towarzyszką, która mobilizuje mnie do modlitwy, do dawania świadectwa i cichej pomocy braciom i siostrom, którym jest trudno wyzwolić się z nałogu. Bardzo się cieszę, że należę do Krucjaty i przez to mam swój udział w budowaniu pięknego, radosnego, trzeźwego i wolnego świata. Życzę wszystkim, w których zrodzi się pragnienie wstąpienia w szeregi Krucjaty, by się nie lękali, bo warto żyć radośnie, szczęśliwie i w wolności, do której wyswobodził nas Chrystus, a przy okazji pomagać bliźnim.

s. Cecylia OSB


Mój powrót do Krucjaty
Jestem franciszkaninem. Z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka zetknąłem się w początkach 1986 roku i wkrótce stałem się jej kandydatem. W 1988 z entuzjazmem wstąpiłem do Krucjaty. Po wyjeździe na misje, w roku 1990, doszło - niestety - do mojego odejścia z Krucjaty. Nie natychmiast, ale stopniowo - przy okazjach różnych niestrawności, przeziębień i niedomagań. Pewnego dnia zdecydowałem się poprosić spowiednika o zwolnienie mnie ze złożonego przyrzeczenia. Z biegiem czasu zapomniałem zarówno o Krucjacie, jak i o Ruchu , który zamierzałem zaszczepić na tym terenie (zacząłem nawet tłumaczenie materiałów, lecz nawał obowiązków misyjnych nie pozwolił kontynuować).
W ciągu ostatnich miesięcy miałem wystarczająco dużo czasu do własnej dyspozycji, co pozwoliło mi na ponowne odkrycie Ruchu i jego ramienia jakim jest Krucjata. Kiedyś, nawigując po Internecie, "przypadkiem" wszedłem na stronę Ruchu i... zaczęło się. Od tamtego momentu dosyć często zaglądałem tam i kopiowałem różne teksty. Przypomniałem sobie Krucjatę i zrobiło mi się wstyd, że uległem pokusie. Jednocześnie czułem, że myśl o niej nie opuszcza mnie, aż wreszcie, w początkach marca bieżącego roku zdecydowałem się na powrót do Ruchu Światło-Życie i do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. W dniu świętego Józefa, 19 marca, wypełniłem deklarację. Jestem wdzięczny Panu za ten dar, dzięki któremu mogę być pełniej wolny i stać się znakiem solidarności, zwłaszcza z braćmi dźwigającymi krzyże nałogów. Dziękuję Wam za nakłonienie mnie do złożenia tego świadectwa!

o. Stanisław M., Brazylia


Idziemy razem
Basia: Jesteśmy małżeństwem od 4,5 lat. Mamy dwuletnią córeczkę Marysię. Oboje jesteśmy członkami Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, ale z różnym stażem. Ja krucjatę podjęłam zaraz po ukończeniu 18. roku życia. Od zawsze byłam przekonana, że jest to niesamowite dobro. Rodzice stworzyli mi i mojemu rodzeństwu cudowny dom - pełen miłości i radości. Nigdy nie miałam też wątpliwości, że to owoc ich przynależności do Domowego Kościoła i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Moją abstynencję ofiarowałam więc w intencji mojej przyszłej rodziny, w szczególności męża. Wierzyłam, że jeżeli Pan Bóg będzie miał inne plany co do mnie, Matka Niepokalana "coś" z tą Krucjatą zrobi. Męża dostałam cudownego, więc teraz pewnie ktoś inny potrzebuje mojej ofiary...
Janusz: Podpisałem deklarację Krucjaty w 1999 r. w intencji mojego taty, który ma problem alkoholowy. Widziałem zarówno dobre, jak i złe strony alkoholu. Mój dziadek jest dla mnie wzorem człowieka, który potrafi korzystać z tego dobra w należyty sposób (i chyba najbardziej było mi żal tej lampki koniaku u dziadka). Z drugiej strony - w domu niejednokrotnie byłem świadkiem strasznego zła i agresji wywołanych właśnie alkoholem. Początkowo Krucjatę traktowałem jako "post" - jako moje wyrzeczenie dla taty. Teraz widzę, że Krucjata przede wszystkim zmienia mnie samego. Czasem zdarza się, że przez to, że nie piję zwracam na siebie uwagę całego towarzystwa (np. w pracy podczas różnych imprez), ale przynajmniej wtedy naprawdę czuję, że płynę "pod prąd". Myślę, że pośrednim owocem mojego i Basi uczestnictwa w Krucjacie jest również, podpisana w ubiegłym roku, deklaracja kandydacka mojej mamy. Bardzo cieszymy się, że taką drogą idziemy razem.

Basia i Janusz Puzikowie


W domu było nas dziewięcioro
Z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka stykam się już od 20 lat. Od tego roku jestem jej członkiem. Wcześniej znałem ją z opowiadania mojej siostry Stasi. To ona zachęciła mnie i moją rodzinę do podpisania deklaracji i wytrwania w trzeźwości. W kilka lat później, na bezalkoholowym weselu mojego brata, który należał już do Krucjaty, zobaczyłem jak pięknie można bawić się bez alkoholu. Poszedłem za jego przykładem i tak samo urządziłem swój dzień zaślubin.
Dzięki Stasi, a ściślej mówiąc dzięki wstąpieniu do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, cała nasza rodzina jest naprawdę trzeźwa. Żadnych okazji, żadnych imprez czy spotkań rodzinnych, nie zakrapia się alkoholem, nie używa się go u nas w ogóle. Dlatego jesteśmy naprawdę szczęśliwi i wolni od tego zgubnego nałogu. Wśród naszych znajomych, przy ważnych uroczystościach rodzinnych, zamiast alkoholu ma miejsce wspólna modlitwa w różnych intencjach. Mamy przez najstarszego brata założony "rodzinny różaniec", dlatego jedną dziesiątkę odmawiamy wspólnie przy różnych spotkaniach.
W domu było nas dziewięcioro. Jesteśmy już wszyscy dorośli, mamy swoje rodziny i z dumą możemy oświadczyć, że żadne z nas nigdy nie widziało pijanego ojca, teraz już dziadka i pradziadka, a wszystko to dzięki Krucjacie. Moje dzieci już pytają, kiedy będą mogły podpisać deklarację trzeźwości Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Często czytam "Eleuterię" - pismo Krucjaty Wyzwolenia Człowieka - i podziwiam dzieci, podpisujące deklarację za pijącego ojca, matkę czy brata. To naprawdę bardzo piękne, to rozczula do łez. Ci, którzy tak postępują, rozumieją hasło umieszczone na znaku Krucjaty Wyzwolenia Człowieka: Nie lękajcie się!
Krucjata Wyzwolenia Człowieka - która powstała jako odpowiedź na apel papieża Jana Pawła II, który w dzień inauguracji swego pontyfikatu w Rzymie zwrócił się z gorącym apelem do wszystkich Polaków, aby się przeciwstawili wszystkiemu co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa, a nawet może aż zagrażać jego egzystencji - ma w dzisiejszym świecie, w świecie tak wielkich zagrożeń nie tylko nałogiem pijaństwa, bardzo trudną misję do spełnienia.

Tadeusz Orzeł


Z całą rodziną
W Krucjacie Wyzwolenia Człowieka jestem od 17. roku życia, czyli 7 lat. Przez ten czas ani razu nie żałowałam swojej decyzji. Choć oczywiście abstynencja jest pewnym wyrzeczeniem, wiem, że łaski, jakimi Pan Bóg obdarza mnie i innych ludzi za przyczyną tego dzieła, są znacznie większe.
Na pewno wpływ na moją decyzję miały "tradycje" rodzinne. Rodzice oraz czworo starszego rodzeństwa byli w tym ruchu i widziałam, że nie przeszkadza im to być szczęśliwymi, a wręcz przeciwnie. Za dar Krucjaty Wyzwolenia Człowieka dziękuję, Panie!

Paulina Adamczyk

Eleuteria nr 59-60, lipiec - grudzień 2004

początek strony