Z głębokości... poprzednia strona

Staszek

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Mam na imię Staszek. Skończyłem 40 lat. Chcę opowiedzieć krótką historię mojego życia. Dzieciństwo miałem szczęśliwe. Rodzice wychowali mnie po katolicku. Byłem ministrantem, chodziłem na każdą mszę św. W szkole byłem dobrym uczniem. Od 7 klasy zacząłem mieszkać u siostry ze względu na to, że nie musiałem dojeżdżać autobusem do szkoły zbiorczej oddalonej 6 km od domu rodzinnego. Całe dnie byłem pozostawiony sam sobie. Siostra wracała późno w nocy z pracy, więc miałem mieszkanie tylko dla siebie. Wiadomo, co się z tym wiązało w tak młodym wieku. Starsi koledzy, koleżanki, papierosy, karty...
Zacząłem opuszczać szkołę, bo można było posiedzieć w domu, zapraszając innych do siebie. Następnie poszedłem do szkoły z internatem. Znowu umknąłem spod kontroli rodziców. Nowe miasto, towarzystwo. Zacząłem nagminnie grać w karty - z dobrym efektem finansowym. Później wydawałem te pieniądze na różne rozrywki. Pojawił się alkohol, towarzystwo i skutki z tym związane. W wieku 21 lat znalazłem się w szpitalu na oddziale odwykowym z własnej inicjatywy, skąd po kilku tygodniach zostałem wyrzucony za picie alkoholu. W tym czasie przestałem chodzić do kościoła. Wszystko zaczęło się nasilać, coraz więcej i częściej sięgałem po alkohol. Skutki były oczywiste. Organizm przestał wytrzymywać. Pierwszy atak: delirium - szpital - kroplówki - odtrutka. Zdarzało się to co jakiś czas przez kilkanaście lat. Ostatnie moje "picia’’ kończyły się już walką na życie i śmierć. Za każdym razem postanawiałem, że to już ostatni raz. Szukałem pomocy u różnych lekarzy, na terapiach, w grupach AA. Okazało się to bezskuteczne. Pewnego dnia sąsiadka powiedziała, że może mi pomóc, jeżeli tylko chcę. Zgodziłem się myśląc, że to znowu coś z tych różnych metod, które już dobrze znam. Powiedziała mi, że tylko Bóg, Jezus Chrystus, może mi pomóc, jeżeli tylko zechcę. Zrozumiałem, że to jest moja ostatnia nadzieja i szansa zmiany mojego życia. Pojechaliśmy na konferencję charyzmatyczną. Było to 5 lat temu. Poszedłem na modlitwę wstawienniczą, prosić Pana Jezusa o uwolnienie mnie z alkoholizmu. Po modlitwie zapytano mnie, czy chciałbym skorzystać ze spowiedzi, na co się zgodziłem bez żadnego wahania. Był to moment przełomowy w moim życiu, gdyż nie otrzymałem rozgrzeszenia - wtedy nie rozumiałem dlaczego, był to dla mnie prawdziwy szok. Powodem był brak żalu za grzechy i postanowienia poprawy. Jeszcze parę godzin uczestniczyłem w tym, co się działo na konferencji. Po powrocie do domu bardzo źle się czułem. Wiedziałem, że muszę zmienić swoje życie. Powiedziałem kobiecie, z którą żyłem, oczywiście bez związku sakramentalnego, że nie możemy dalej tak żyć. Oboje postanowiliśmy zerwać z grzechem, przystąpiliśmy do spowiedzi świętej. Zaczęliśmy uczęszczać na grupę charyzmatyczną "Płomień Ducha Świętego", działającą przy parafii św. Jacka. Pojawiło się coraz więcej modlitwy, systematyczne uczestnictwo we Mszy św. W dalszym ciągu odzywały się stare skłonności do alkoholu, seksu. Zaczęły się upadki i jednoczesne szukanie pomocy u Pana Boga w spowiedzi św. Znowu dobrze i znowu upadek. Nie byłem w stanie poradzić sobie z tym, co tkwiło we mnie całe życie, ale szukałem pomocy u Boga. W grupie, którą wcześniej wspomniałem, pewnej niedzieli uklęknąłem przed Krzyżem Pana Jezusa i prosiłem, żeby coś zrobił. Wiedziałem tylko, że chcę żyć według Jego nauki, a nie potrafię zerwać z tym wszystkim, co jest przeciwne Jego miłości do mnie. Modliła się nade mną cała grupa charyzmatyczna. Zacząłem cały drżeć, sztywnieć, nie wiedziałem, co się dzieje, prosiłem tylko: JEZU POMÓŻ! Poczułem, że coś spłynęło na mnie, uspokoiłem się. Po modlitwie pobiegłem do kościoła na Mszę Świętą. Podczas kazania uświadomiłem sobie, że słowa, które wypowiada ksiądz to słowa, jakie Bóg kieruje wprost do mnie. Wiedziałem, że nie mogę tego odrzucić. Tematem była miłość, którą Bóg ofiaruje za darmo i która przejawia się w konkretnej osobie. Tą osobą była kobieta, z którą byłem od dłuższego czasu. W tym momencie wszystko się zmieniło - w mym sercu zapadła decyzja o ślubie. Zniknęło wszystko, co tkwiło we mnie do tej pory. W ciągu miesiąca byliśmy małżeństwem. W trakcie zawierania związku sakramentalnego oboje z żoną złożyliśmy ofiarę trzeźwości, podpisując deklarację Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. W związku z tym przyjęcie weselne było bezalkoholowe, dlatego było tak piękne! Jego gospodarzem był sam Jezus Chrystus, który o wszystko się zatroszczył.
Dzisiaj wiem, że wszystko, czego pragnąłem i szukałem w życiu, odnalazłem w osobie samego Boga, ponieważ tylko w zjednoczeniu z Nim można doświadczyć tego, czego każdy człowiek pragnie. Dlatego chcę dzisiaj podziękować Panu za to wszystko, co dla mnie uczynił, za to że objawił mi Siebie, za prowadzenie mnie jak małe dziecko, które ciągle jest niedoskonałe. Dziękuję Mu za to, że nieustannie zawraca mnie na drogę, którą powinienem kroczyć, że jest i wspiera mnie w każdej sytuacji.
Jednocześnie przepraszam za wszystko zło, które popełniłem i przez które cierpiał i cierpi On sam, Bóg, umierając na Krzyżu za moje grzechy. Przepraszam Cię Panie Jezu i tych wszystkich...
Chcę Ci, Panie, podziękować za to, że mówiąc dzisiaj, co uczyniłeś w moim życiu, mogę oddać Ci chwałę, cześć i dziękczynienie. Dzięki Ci, Panie. Dzięki Ci za ludzi, których postawiłeś na mojej drodze, oni prowadzili mnie i prowadzą do Ciebie. Za Księży, za całą Wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym, za wszystkich, którzy modlili się i modlą ze mną do Ciebie. Dziękuję za nowe życie, które mi dałeś, za Matkę, którą zostawiłeś nam z wysokości Krzyża, Ona troszczy się o nas i opiekuje tak, jak opiekowała się Tobą; uprasza łaski potrzebne dla każdego z nas. 

Eleuteria nr 66, kwiecień-czerwiec 2006

początek strony