Czas cudów poprzednia strona

Agnieszka Jaroszewicz

"Gdybym miał do wyboru 10 000 dolarów i 10 000 Ojcze nasz, wybrałbym 10 000 Ojcze nasz! ...Bo modlitwa ma wielką moc." Te słowa ksiądz biskup Leon Dubrawski powtórzył kilkakrotnie podczas tegorocznej, piątej już, pielgrzymki Krucjaty Wyzwolenia Człowieka na Ukrainie.  Zdaje się, że trafił w samo sedno. Jeżeli bowiem sama modlitwa ma moc zdziałać cuda, to cóż dopiero modlitwa połączona z postem, która, według słów samego Mistrza z Nazaretu, może wypędzić najbardziej złośliwego złego ducha. I takich właśnie cudów byliśmy świadkami.

Trudno o złośliwszego złego ducha niż ten, który chce zniweczyć godność człowieka, jego wolność i miłość nie znającą lęku, która jest w nim obrazem Boga. I to tak prymitywnym sposobem, jakim jest uzależnienie od alkoholu. Ale po to właśnie została zawiązana Krucjata Wyzwolenia Człowieka: aby walczyć i zwyciężać pod sztandarem Niepokalanej. Pierwsza część naszego wspólnego pielgrzymowania do serca diecezji kamieniecko-podolskiej była poświęcona właśnie ponownemu wszczepieniu się w to wielkie dzieło. Rozpoczęła ją krótka, lecz ważna katecheza księdza Jarosława Gąsiorka, rozwijająca ideę Krucjaty w oparciu o to, kim właściwie jest człowiek w zamyśle Bożym.  Z dalszych wypowiedzi dowiedzieliśmy się, że za oceanem, w Kanadzie, problem zniewolenia przez alkohol jest może mniej widzialny, ale równie poważny - tym poważniejszy, że często brakuje tam kapłanów wspierających ludzi w walce z nim. Ale jako że gorliwość wszędzie jednaka, niewykluczone, że za rok pielgrzymka będzie już nie tylko dwu- ale i trójnarodowościowa... Warto wspomnieć jeszcze o tym, że statystyki dzieła KWC na Ukrainie są imponujące. Z wypowiedzi świeckiego moderatora wynikało, że członków jest już około 400, a kandydatów... może lepiej nie liczyć.

Następnie zabrała głos pani Stanisława Orzeł z centrali KWC i zaproponowała "powrót do źródeł", czyli naszkicowanie sylwetek Sług Bożych Jana Pawła II i księdza Franciszka Blachnickiego jako "sług wyzwolenia". Okazuje się, że ich życie, także naznaczone cudami, "możliwością niemożliwego", wyznaczyło nam drogę zawsze aktualną; zawsze i wszędzie.

W ogóle, nie liczba stanowi o mocy Ducha, ale świadectwo życia. Stąd być może najważniejszym elementem pielgrzymowania było nabożeństwo drogi krzyżowej. Towarzyszył jej dopiero co poświęcony krzyż KWC - taki jak te, wokół których gromadzą się  wierni w Polsce, Ameryce, na Białorusi i Europie Zachodniej (Carlsberg). Odtąd krzyż ten będzie wędrować po parafiach Ukrainy i towarzyszyć dziełu wyzwolenia. Pod tym krzyżem przy kolejnych stacjach stawali ludzie tak, jak niegdyś stał ukochany uczeń Jezusa, i dawali świadectwo swojej walki o wolność własną i swojej rodziny. Wszyscy - od najmłodszych do najstarszych: dzieci, rodzice, bracia, mężowie, żony, dziadkowie i babcie opowiadali o cudach zwycięstwa Boga nad grzechem i nad złym duchem zniewolenia i lęku. Potężne jest wezwanie: "Nie lękajcie się!" I potężna na nie odpowiedź. "Nie chciałem, aby moje dzieci dłużej się mnie bały. Chciałem, by przychodziły i przytulały się jak do taty" - wyznał jeden z braci, opowiadając o swojej walce o rodzinę. Zwycięskiej. "To publiczna spowiedź, jak u początków chrześcijaństwa..." - zwrócił się do wszystkich biskup, przerywając ciszę, jaka zapadła po ostatnim słowie. I dalej trwała droga krzyżowa, i kolejne umiłowane córki i synowie Boga stawali i opowiadali, jak z dnia na dzień przemieniało się ich życie, jak dawali szansę życiu jeszcze nienarodzonemu, jak rodzina może być jedyną i najsilniejszą motywacją do nawrócenia, jak braterskie wsparcie i wspólna modlitwa dokonują niemożliwego. Nie raz łza zakręciła się w oku - ale były to łzy dziękczynienia, kiedy się jeszcze z radości nie wierzy. I ogromne umocnienie. Następnie zanieśliśmy to wszystko przed ołtarz Boży, uczestnicząc w Eucharystii i towarzysząc w modlitwie kolejnym osobom, którzy chcą "swoją wolnością wyzwalać innych". Tego dnia przyłączyło się trzydziestu dwóch członków i około osiemdziesięciu kandydatów Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Jako pierwszy deklarację  złożył sam pasterz diecezji, dumnie ukazując ją wszystkim zebranym w katedrze. Tak właśnie dokonują się cuda.

Wspólna modlitwa to nie wszystko. Wieczorem na rynku Kamieńca Podolskiego czekała pielgrzymów wspólna zabawa pod hasłem: "Nie boimy się być trzeźwi". Pogoda, która straszyła chłodem i deszczem przez cały dzień, pod wieczór okazała się kolejną niespodzianką. Może nie ociepliło się powietrze, ale za to ociepliła się atmosfera - przy radosnych tańcach proponowanych przez wodzirejów, a potem przez lwowską kapelę, bawili się znowu wszyscy - od najmłodszych do najstarszych: dzieci, rodzice, bracia, mężowie, żony, dziadkowie i babcie. Bardzo szybko i tutaj prym wiódł ksiądz biskup, radośnie wirując z dzieciakami lub skacząc w pierwszej parze tańce rodem z Dzikiego Zachodu (bo trzeba nam wiedzieć, że jest wielkim fanem kursów dla wodzirejów...). Ludzie z różnych zakątków diecezji (i nie tylko) dość szybko się przemieszali w tańcu, dopełniając pragnienia wyśpiewanego kilka godzin wcześniej podczas zawiązania wspólnoty: "Haj nas z’jednaje l’ubow". I pewnie nie wszyscy wiedzieli, że pląsają czasem z kimś zza zachodniej granicy, a czasem z przypadkowym przechodniem, który z ciekawości dołączył do zabawy. Cuda!.

Od północy aż do rana pielgrzymi trwali na wspólnym czuwaniu modlitewnym, w którym wytrwale uczestniczył ksiądz biskup. Na początek wszystkie intencje, wypełniające serca pielgrzymów, związały się w różaniec. Każde Zdrowaś Maryjo było kolejnym głębokim pragnieniem: "za naszą ojczyznę...", "o nawrócenie męża...", "o wyzwolenie z nałogu...", "o znalezienie pracy...", "O zdrowie dla mamy...", "o świętość Kościoła...", "o wytrwanie w powołaniu dla brata, który jest w seminarium..." - to tylko niektóre z nich. A dobry Bóg, który zna je wszystkie, a który powołał nas do godności swoich dzieci, patrzył na nas z miłością, obecny w  Najświętszym Sakramencie, i już obiecywał kolejne cuda.

Eleuteria nr 69, styczeń-marzec 2007

początek strony