Wysłuchaj mnie, jestem twoim dzieckiem! poprzednia strona

Agnieszka Borowicz

Jedna z teorii psychologicznych (analiza transakcyjna) wyróżnia w każdym z nas trzy obszary: dorosłego, rodzica i dziecka. Rodzic jest miejscem ulokowania zasad, norm, praw, wymagań i ograniczeń, nabytych w toku wychowania; jest sumą tego, czego wymaga od nas społeczeństwo, zwłaszcza to najbliższe - rodzina pochodzenia. Dziecko to obszar uczuć, potrzeb i pragnień, spontaniczności, ma zdolność do zabawy i do życia chwilą obecną; a dorosły - to niejako centrum decyzyjne, na podstawie napływających danych z wewnętrznego "dziecka" i "rodzica" ocenia oraz podejmuje decyzje i działania. To, jak wewnętrznie komunikujemy się z "rodzicem" i "dzieckiem" w sobie, znajduje odzwierciedlenie w naszym stylu porozumiewania się z własnym potomstwem oraz w tym, jak je traktujemy - to, na ile jesteśmy np. surowi i wymagający wobec siebie, znajdzie swoje przełożenie w kontakcie z synem lub córką. Na ile zaś potrafimy przyjąć i usłyszeć nasze "wewnętrzne dziecko", w takim też stopniu będziemy potrafili zobaczyć potrzeby i uczucia stojącego obok nas dziecka.
Od tego zaś, jak komunikujemy się z nim, zależy jego przeżywanie samego siebie, to, jak odbiera nas i jaki obraz świata sobie tworzy.

Nie dla każdego od razu jest jasne, że dziecko buduje własny obraz na podstawie tego, co się do niego i o nim mówi*. Dzieci bardziej słuchają sercem i są czujne na treści emocjonalne ukryte w przekazach typu: (A) "on zawsze sobie ze wszystkim świetnie radzi"; (B) "ona nie umie nawet zawiązać butów!"; (C) "jesteś okropnym łobuziakiem!".
Na podstawie takich przekazów dzieci budują obraz siebie i zaczynają zgodnie z nim funkcjonować, potwierdzając oczekiwania rodzica/dorosłego. Dzieje się tak, ponieważ zależy im na ich aprobacie, a wyrażone oczekiwania stanowią zarazem bezpieczną "ramę", na której mogą się oprzeć budując swoje poczucie tożsamości. W myśl zasady "lepsza gorsza rama niż żadna" dziecko wyławia różne, w tym i te bolesne dla siebie, sygnały zawarte w tym, co mówią do niego i o nim rodzice.
W ten sposób dziecko słyszące komentarz (A) wie o sobie tyle, że jest cenione za swoją zaradność. Wydawałoby się więc, że jest to dobra dla niego informacja. Niestety, tu może kryć się pułapka, iż dziecko nabierze przekonania, że zawsze ze wszystkim musi sobie samo świetnie poradzić, więc niechętnie lub wcale przyzna się do tego, że potrzebuje pomocy. Stąd już tylko krok do perfekcjonizmu i egocentrycznej samowystarczalności, o ile przekaz tego typu jest ponawiany w podobnej formie.
W przypadku przekazu (B) ładunek emocjonalny jest oczywiście negatywny, wyraża niezadowolenie, zniechęcenie i może ukrytą złość mówiącego wobec dziecka, które nie spełnia jego oczekiwań. Słowo "nawet" jest tu gorzkim wyrzutem, rozczarowaniem, wzmacnia przekaz uczuciowy i to właśnie dziecko słyszy najbardziej. Na tej podstawie wie o sobie, że do niczego się nie nadaje, więc nawet nie ma co próbować, aby starać się spełnić oczekiwania rodziców. Łatwiej dziecku będzie zatem wejść w rolę buntownika, którego złość związana z brakiem akceptacji okazana jest nie wprost - przez to, że nic mu nie wychodzi. W późniejszym okresie rodzice mogą nie wiązać braku chęci dziecka do nauki, do podejmowania nowych wyzwań, nadmiernej lękliwości i niepewności siebie z tym, jak się z nim wcześniej porozumiewali.
Dosyć podobnie będzie wyglądała sprawa z komunikatem (C). Tu etykietą dla dziecka może stać się słowo "łobuziak". Skoro rodzic tak je nazywa, ono dostosuje się i będzie właśnie po łobuzersku się zachowywać.
Jak zatem należałoby się odnosić do dziecka, aby okazując mu miłość i zrozumienie, zarazem dawać rozsądne granice (określać i wymagać pewnych zasad)?

Pierwszą, najbardziej zasadniczą sprawą jest okazanie akceptacji dla uczuć dziecka. Akceptując je, przyjmujemy całe dziecko, dajemy tego czytelny dla niego wyraz. Zarazem pamiętajmy, że akceptacja dla uczuć dziecka wcale nie oznacza zgody na takie jego zachowania, które oceniamy jako niewłaściwe. Mówiąc jednak "tak" uczuciom dziecka, afirmujemy je jako osobę, przez co dziecko lepiej samo siebie rozumie, uspokaja się, buduje swoją autentyczną tożsamość (zamiast przyjmować tożsamość nadawaną mu z zewnątrz, nie zawsze trafioną, o czym była mowa wyżej). Znając swoje uczucia i pragnienia dziecko wie, kim jest i dokąd może zmierzać. Staje się zatem bardziej pewne siebie i samodzielne, spontaniczne w działaniu i niezależne, bardziej świadome siebie.
Praktycznie akceptacja uczuć dziecka oznacza uważne słuchanie tego, co ono ma nam do powiedzenia. Dopóki uważamy, że wiemy lepiej, co dziecko chce nam powiedzieć, dopóki ignorujemy je lub "słuchamy jednym uchem" czytając gazetę lub gotując obiad, dopóki nie jesteśmy ciekawi tego, co dziecko chce nam przekazać, dopóty prawdziwie nie słuchamy. Jeżeli spojrzymy na słuchanie jako na akt miłości, to patrząc na mówiące dziecko, dając mu swój czas, koncentrując się na nim i starając się zrozumieć jego punkt widzenia, dajemy konkretny wyraz tego, że je kochamy.
Kiedy słuchamy, nie reagujmy przesadnie i nie podejmujmy od razu jakiegoś działania**. Zamiast tego wyraźmy zachęcające zrozumienie dla jego odczuć (typu "och", "mhm", "rozumiem") oraz, gdy dziecko skończy mówić, spróbujmy nazwać to, co ono teraz czuje, gdy z nami rozmawia.
Jeśli dziecko mówi np. "Ta głupia Klara znów zabrała mi mojego misia", to prawdopodobnie czuje złość i rozgoryczenie, może smutek i bezradność. To, co moglibyśmy odpowiedzieć, mogłoby więc brzmieć: "Wydaje się, że złościsz się na Klarę, bo po raz kolejny zabrała twojego misia. Rozumiem, że jest Ci przykro, nie zgadzam się jednak, abyś tak o niej mówiła." Potwierdzamy uczucia dziecka, zarazem nie wyrażamy zgody na to, by pod wpływem emocji obraźliwie się wyrażało o drugiej osobie.
Trudność w komunikacji z dzieckiem w ten sposób polega m.in. na tym, że osobom dorosłym często trudno jest stwierdzić, co same czują, zatem ciężko jest im pomóc dziecku nazwać, co się z nim aktualnie dzieje. Dobrze jest zatem zacząć od siebie, próbując określić własne emocje w codziennych sytuacjach lub robiąc pewnego rodzaju uczuciowy rachunek sumienia na koniec dnia, przypominając sobie 2-3 sytuacje i określając własne uczucia.

Skoro sami wsłuchujemy się w uczucia dziecka, nazywamy je, to jak najbardziej uprawnieni jesteśmy do mówienia dziecku o sobie. Wypowiedź "Nie podoba mi się, że rozlałeś sok i nie posprzątałeś po sobie. Oczekuję, że wytrzesz stół. Potrzebuję przygotować obiad dla naszej rodziny" jest wyrazem niezadowolenia rodzica odnoszącego się do konkretnego, jednostkowego zachowania dziecka z zachowaniem szacunku wobec jego osoby. Nie jest ogólną oceną, ale sposobem na powiedzenie mu: "Stop. To, co zrobiłeś, mi przeszkadza. Zależy mi na tobie". Pokazuje dziecku rzeczywistość widzianą oczami osoby dorosłej, wskazuje jasno oczekiwania rodzica oraz jego potrzeby i celowość prośby. Dziecko szanowane nauczy się nie tylko troski o siebie, ale i będzie umiało szanować innych, również swoich rodziców. Najszybciej uczy się bowiem przez dawany mu osobiście przykład.
Dobrze jest pamiętać, że posługując się słowem mamy moc budować, umacniać, podnosić, ale także mamy moc niszczyć. Dobrze znamy sytuacje, w których czyjeś słowo mocno nas zabolało, zapadło w pamięć i przez dłuższy czas było jak nie gojąca się rana. Na szczęście każdy też może przypomnieć sobie te chwile, gdy czyjeś słowa dodały skrzydeł, podniosły na duchu, wskazały nowy kierunek. Od nas, dorosłych, i od naszej zdolności zależy, jakim językiem będziemy się posługiwać i jak przez to będziemy wychowywać dzieci - czy wychowamy je na mądre i szczęśliwe osoby, ufne i samodzielne.

Niniejszy artykuł napisałam na podstawie własnych doświadczeń pracy z rodzicami i wiedzy zaczerpniętej z programu psycho-edukacyjnego pt. "Szkoła dla rodziców i wychowawców". Jest to polska adaptacja i rozszerzenie programu opracowanego przez Adele Faber i Elaine Mazlish - autorki książki "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby do nas mówiły?".  Gorąco zachęcam chętnych rodziców do udziału w warsztatach "Szkoła dla rodziców i wychowawców" (www.cmppp.edu.pl), doskonalących umiejętności potrzebne w kontakcie z dzieckiem, m.in. dobrego porozumiewania się z nim.

* J. Sakowska, Szkoła dla rodziców i wychowawców, Warszawa 1999, s. 81.
** J. Sakowska, Szkoła dla rodziców i wychowawców, s. 40.

Polecana literatura:
Adele Faber i Elaine Mazlish, Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby do nas mówiły?, Media Rodzina 2002.
Kevin Steede, 10 błędów popełnianych przez dobrych rodziców, GWP, Gdańsk 2007.

Eleuteria nr 74, 2/2008

początek strony