Nasze wesele poprzednia strona

Małgorzata i Józef Gacek

Mam na imię Józek. Pochodzę z małej miejscowości na Podhalu, z rodziny katolickiej. Wychowywałem się w zwykłej rodzinie góralskiej, w której spożywanie alkoholu było czymś normalnym. Od dzieciństwa byłem z tym oswojony i uważałem, że jest to zwykła rzecz. Ponieważ panowało ogólne przyzwolenie na spożywanie alkoholu, to i ja tego nie uniknąłem. Sięgnąłem po alkohol dosyć wcześnie - jeszcze w dzieciństwie gdzieś pokątnie zdarzało się próbowanie. W czasach szkoły średniej sięgałem po alkohol dosyć często i zdarzało mi się również upijanie, ale dalej w tym nie widziałem nic złego, ponieważ większość mojego otoczenia tak postępowała. Po rozpoczęciu studiów zetknąłem się z duszpasterstwem akademickim i ruchem "Światło Życie". Wtedy zacząłem spostrzegać wiele nieprawidłowości w moim postępowaniu, a ponieważ jak wspomniałem pochodzę z rodziny katolickiej, próbowałem to zmieniać i prowadzić swoją wewnętrzną formację w oazie.
W roku 1978 kardynał Karol Wojtyła został wybrany na Papieża. Wtedy w czasie audiencji pożegnalnej z Polakami w Rzymie skierował do nas słowa: Proszę, abyście przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa, co czasem może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła. Ks. Franciszek Blachnicki, moderator Ruchu Światło-Życie, w odpowiedzi na ten apel Ojca Świętego utworzył Krucjatę Wyzwolenia Człowieka. Krucjata miała być również darem dla Ojca Świętego złożonym na lotnisku w Nowym Targu w czasie jego I wizyty w Polsce.
Głównym celem KWC miała być pomoc osobom uzależnionym świadczona poprzez "krucjatę" – modlitwę i własne wyrzeczenia, a zwłaszcza: całkowitą abstynencje, nie kupowanie alkoholu i nie częstowanie nim innych. W ten sposób krucjata podjęła się także kształtowania życia bez alkoholu wśród młodzieży. Mimo dużych oporów podjąłem i ja zobowiązanie abstynencji najpierw jako kandydat KWC a później jako jej członek. Od tej pory zacząłem zauważać, jak wiele zła wyrządza nadużywanie alkoholu w życiu ludzi, a zwłaszcza wśród wielu górali, którzy słyną z gwałtownego charakteru. Te obserwacje utwierdziły mnie, że powinienem iść drogą abstynencji i pokazywać trzeźwy styl życia w moim środowisku. Ja w dzieciństwie takiego wzorca nie miałem i myślę, że tylko Ruch Światło-Życie i Krucjata Wyzwolenia Człowieka, które spotkałem na swojej drodze, uchroniły mnie od alkoholizmu. Za to spotkanie, tę formację: Bogu niech będą dzięki!.

Na spotkaniach formacyjnych Ruchu Światło-Życie i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka poznałem moją przyszłą żonę - Małgorzatę. Również ona, jeszcze przed naszym spotkaniem, złożyła deklarację KWC. Kiedy zaczęły krystalizować się plany naszego wspólnego życia, małżeństwa i wesela, decyzja mogła być tylko jedna: powinno to być wesele bezalkoholowe i będziemy robić wszystko, aby tak było. Taka decyzja wypływała jednoznacznie z wcześniejszych naszych deklaracji abstynenckich i dla nas było to oczywiste, jednak realizacja nie była wcale taka prosta.
Postanowiliśmy, że wesele urządzimy w mojej miejscowości na Podhalu. W zasadzie wesele przygotowywali rodzice i to oni czuli się za nie najbardziej odpowiedzialni. Do tej pory jeszcze nie widzieli i nie słyszeli o "góralskim weselu" bez alkoholu. Było im bardzo trudno wyobrazić sobie, że coś takiego można zorganizować. Padały argumenty "a co powiedzą ludzie", "że robimy to ze skąpstwa", "nikt nie będzie chciał przyjść", "przyniosą swój alkohol" itp. Nam też było trudno to wszystko sobie wyobrazić. Było wiele lęków, ale podjęliśmy się tego również w duchu ewangelizacji, dla przełamania panującej na Podhalu zasady, że przy każdej okazji, a zwłaszcza na weselu, musi być dużo alkoholu. Zgodnie z programem Krucjaty naszym zadaniem było budowanie nowej, trzeźwej kultury życia. Pomocą w naszych dążeniach do zorganizowania wesela bez alkoholu była stała formacja w Ruchu Światło-Życie i modlitwa w tej intencji.

Rodzice Małgorzaty przyjęli naszą decyzję ze zrozumieniem. Może im było łatwiej, ponieważ mieszkali w Skawinie, a wesele miało być na Podhalu, niejako w obcym dla nich środowisku. Natomiast bardzo trudno było przekonać moją rodzinę. Długo trwały rozmowy, wzajemne przekonywania. Pomocą było to, że ja już prawie 3 lata nie piłem i wszyscy w mojej miejscowości o tym wiedzieli. Wiedzieli również, że nie można mnie do alkoholu namówić i to, co robię, robię z jakiegoś wielkiego przekonania o mojej słuszności. Drugą okolicznością sprzyjającą była nieobecność w tym czasie mojego taty (przebywał czasowo za granicą), a on szczególnie hołdował poglądowi, że alkohol jest konieczny przy każdej okazji, a zwłaszcza na weselu.
Kolejną trudnością było to, że wesele miało być na Podhalu z całą góralską oprawą, zwyczajowo wymagającą alkoholu. Na takim weselu jest dwóch drużbów prowadzących cały orszak weselny na koniach. Są to tak zwani "pytace". Prowadząc orszak wykonują wiele przyśpiewek góralskich związanych z: młodymi, gośćmi weselnymi, weselem. Najbardziej popularne nawiązują najczęściej do alkoholu i oczywiście najlepiej się śpiewa po kilku kielichach. Tu prosiliśmy mojego brata, jako jednego z "pytacy", aby wybrał z istniejącego repertuaru te przyśpiewki, w których nie będzie mowy o alkoholu i aby wykonywali je na trzeźwo. Było mu bardzo trudno to zaakceptować (on również lubił sobie wypić). Z pomocą przyszedł, dla nas nieznany, jego przyjaciel – drugi "pytac". Na brak akceptacji, że to będzie na trzeźwo i trzeba szukać repertuaru nie nawiązującego do alkoholu, odpowiedział bratu: "jak młodzi tak chcą, to uszanujmy to i pomóżmy im". To zdanie było dla mojego brata bardzo ważną podporą i punktem zwrotnym w myśleniu o naszym weselu. Drugim zadaniem "pytacy" jest "pomoc" młodym w zapraszaniu gości na wesele. Wówczas również musi być dużo alkoholu, bo każdego proszonego trzeba poczęstować, by spróbował wódki weselnej. Tego jednak zadania podjęliśmy się sami.
Uzgodniliśmy, że zapraszać będziemy osobiście i każdemu proszonemu wytłumaczymy, iż wesele jest bez alkoholu i dlaczego tak robimy. Uważaliśmy, że tak będzie uczciwie i nikt nie będzie zaskoczony. A jeśli ktoś nie będzie się widział na takim weselu, zwyczajnie nie przyjdzie. Była to dosyć ciężka praca. Wszędzie powtarzaliśmy i uzasadnialiśmy naszą decyzję. Czasami były to dosyć długie rozmowy i myślę, że już samo to było jakąś formą ewangelizacji i szerzeniem idei trzeźwości oraz zmiany obyczaju.

Jeżeli chodzi o stronę kulinarną, to chcieliśmy aby na stołach było wiele innych rzeczy, smakołyków, napojów, owoców, słodyczy, słowem wiele posiłków, które na co dzień rzadko się spotyka. Należy tutaj dodać, że również to było bardzo trudne. Był rok 1981, czas bardzo trudny w naszym kraju, najważniejsze produkty żywnościowe były na kartki, słodycze również, owoce zwłaszcza cytrusowe spotykane bardzo rzadko. O wszystko to trzeba było długo zabiegać, wymieniać kartki, np. z papierosów i alkoholu, na słodycze itd., gromadzić, prosić znajomych o pomoc. Zgromadzenie wystarczającej ilości tych produktów zaprzeczało poglądowi, jakoby brak alkoholu był spowodowany skąpstwem. Rodzina dała się przekonać i dołożyła starań, aby niczego nie zabrakło.
Samą oprawę ślubu w kościele przygotowali nasi przyjaciele z KWC. Była to odpowiednia oprawa mszy św., czytania mszalne, psalm, pieśni; również oazowe, wykonywane przy akompaniamencie gitary. Nasz ślub błogosławiło dwóch zaprzyjaźnionych kapłanów z Krakowa. Ta grupa przyjaciół już na samym weselu pełniła rolę jakby obecnych wodzirejów (w tych czasach jeszcze ta rola była bardzo mało znana). Oni to, w czasie kiedy orkiestra robiła przerwę, zaczynali grać na gitarach i zachęcać gości do śpiewu, wspólnej zabawy. Na wesele przybyło około 150 osób. Odbyło się ono w remizie Ochotniczej Straży Pożarnej. Wszyscy goście raczej byli zadowoleni. Zabawa trwała do białego rana. Ostatni goście opuszczali wesele ok. 5 godziny rano. Nie było przypadku, aby ktoś oficjalne wyciągnął na stół swój alkohol. Czy ktoś go miał? – nie wiemy na 100%, wiemy jednak, że niektórzy mieli w bagażniku samochodu, ale nie mieli potrzeby go wyciągać.

Myślimy, że nasze wesele spełniło swoją rolę. Udowodniło, że nawet na Podhalu można zorganizować wesele góralskie bez alkoholu, można bawić się bez alkoholu, a jeżeli ktoś miał swój, to musiał się z nim ukrywać i nie miał komfortu picia i do końca wesela zachował trzeźwość. Na pewno nie było na weselu nikogo pijanego. A o to właśnie chodziło, aby ukazać możliwość bycia na weselu, zabawie trzeźwym, że jest to możliwe, a zwłaszcza, że jest to dobre. Nie słyszeliśmy żadnych posądzeń o skąpstwo lub opinii, że wesele było nieudane, złe. Raczej wszyscy byli zadowoleni, że było miło, wesoło i dobrze. My dziękujemy Bogu, że pomógł nam wypełnić nasze przyrzeczenia. Dziękujemy Bogu za dobrych przyjaciół, którzy byli nam pomocą, za nasze rodziny, że zrozumiały naszą postawę, za wszystkich gości, którzy uszanowali naszą wolę i zachowali trzeźwość, a tym samym pomogli nam rozpocząć wspólne życie w łączności z Chrystusem w kościele i na przyjęciu.

***

Obecnie jesteśmy już ponad 27 lat po ślubie i naszym bezalkoholowym weselu. Było ono początkiem wszelkich uroczystości domowych bez alkoholu, zresztą zgodnie z założeniami KWC. Chrzciny naszych dzieci, wszelkie imieniny, święta w naszej rodzinie, uroczystości żałobne (bo takie również były – odeszli moi rodzice), te, które były organizowane przez nas, były bez alkoholu.
Mamy piątkę dzieci. Trzej synowie są już pełnoletni, najstarszy z nich miał wesele bez alkoholu. Inny, choć nie deklaruje na razie całkowitej abstynencji, swoją "18-stkę" obchodził bez alkoholu, bez naszej namowy, to był jego osobisty wybór. Najmłodsze bliźniaki mają po 15 lat (syn i córka) – i przypuszczamy, że nie używały alkoholu, zgodnie z przyrzeczeniem abstynencji przy I Komunii świętej. Większość naszych dzieci zachowała abstynencję do 18-tego roku życia. Wszystkie nasze dzieci rozumieją nasze decyzje. Chociaż na pewno jest im trudno znaleźć towarzystwo niepijące. Jak wiemy nadal w naszym społeczeństwie, wśród młodzieży również, pokutuje przekonanie, że przy każdej okazji powinien być obecny alkohol. Jednak nasza konsekwentna postawa abstynencka przekonuje otoczenie i nasze dzieci, że można żyć w abstynencji i trzeźwości. Ta nasza postawa łamie terror, obyczaj picia, odbiera też komfort ludziom nadużywającym alkoholu, jest dla nich swoistym "wyrzutem sumienia".

***

W roku 1995 w Kamesznicy spotkały sie po raz pierwszy pary małżeńskie (a właściwie rodziny), które miały wesela bezalkoholowe. Spotkanie to było następstwem audycji w Radio Maryja na temat wesel bezalkoholowych. Gościem tej audycji był ks. Władysław Zązel, proboszcz parafii Kamesznica, w której już wtedy odbyło się około 100 wesel bezalkoholowych. W czasie audycji padła propozycja, aby te pary spotkały się wspólnie i podzieliły swoimi doświadczeniami. Od tej pory takie rodziny spotykają się co roku w różnych miejscach Polski. Spotkania te przez jedną z uczestniczek zostały nazwane "Weselem Wesel". W roku 2006 na "Weselu Wesel" we Wrocławiu odbyło się zebranie założycielskie Stowarzyszenia Wesele Wesel. Na listę członków założycieli wpisało się wtedy 77 osób. W dniu 07.05.2007 roku stowarzyszenie zostało zarejestrowane; prezesem został Józef. Obecnie stowarzyszenie liczy 92 osoby. Więcej informacji można znaleźć na naszej stronie internetowej www.weselewesel.pl .

Eleuteria nr 76, 4/2008

początek strony