Studencko, bezprocentowo i niemal do rana!
poprzednia strona

Magdalena Hajduk




Jeszcze przed kilkoma laty sama nie wyobrażałam sobie młodzieżowej imprezy bez alkoholu, bez rozkręcania zabawy procentami. Wiele spotykanych przeze mnie obecnie osób nie wierzy, że można się świetnie bez tego bawić. Całkiem niedawno, na jednej ze studenckich imprez, przekonałam się o tym, że ludzie, którzy uważają bezalkoholowe imprezy za nudne i bezsensowne, nigdy nie uczestniczyli w prawdziwej, dobrej zabawie bez używek.
Młody człowiek, wkraczając w dorosłe życie, wchodzi też w świat imprez suto zakrapianych alkoholem. Najpierw są osiemnastki, studniówki, później szereg studenckich imprez, których nikt nie wyobraża sobie bez picia. W tym miejscu chciałabym przytoczyć jeden przykład złamania tego schematu i to przez osoby, które do momentu owego wydarzenia uważały, że dobra zabawa wyklucza abstynencję.

Jakiś czas temu wybraliśmy się ze studencką kilkunastoosobową grupą na karaoke do pobliskiego klubu. Plan wyjścia był taki jak zwykle - dobrze wypić i pośpiewać. Kilka minut przed wyjściem koleżanka powiedziała mi, że jednak nie pójdzie. Gdy zapytałam dlaczego, powiedziała, że nie da rady i nie ma ochoty pić dzisiaj alkoholu. Na te argumenty natychmiast przedstawiłam swoje - gdybym tak podchodziła do sprawy, to od dwóch lat nie chodziłabym na jakiekolwiek imprezy, bo i po co, skoro jestem abstynentem? A przecież lubię się bawić, zatem dlaczego mam sobie tego odmawiać? Koleżanka dała się przekonać, ale to dopiero początek niezwykłej historii.

Dalej wszystko potoczyło się na zasadzie reakcji łańcuchowej - dwie kolejne koleżanki będące z nami w klubie stwierdziły, że same z chłopcami nie będą piły, na co mężczyźni odparli, że skoro dziewczyny nie piją, to im również "nie wypada". W taki sposób cała nasza ekipa znalazła się przy stoliku z butelką nie wódki, a soku. Nawet nie wiem, w którym momencie zaczęliśmy wspólnie śpiewać przy stoliku piosenki podawane przez didżeja na karaoke. W pewnym momencie któryś z kolegów krzyknął: "czas ucieka, a bawić się trzeba!" W taki sposób wszyscy znaleźliśmy się na parkiecie, na którym pozostaliśmy do zamknięcia klubu, czyli do godz. 4.30. Jeśli chodzi o śpiewanie i tańczenie, to w wytrwałości nie mieliśmy sobie równych. Wszyscy byli tak zachwyceni tą imprezą, że nawet perspektywa porannego wstawania na zajęcia nie zagłuszyła radości.

Dla każdego z nas była to niezwykła noc odkryć. Jak się okazało, dla większości tych osób to pierwsza w życiu zabawa, którą w całości przetańczyli, a nie przesiedzieli przy stoliku pijąc. Sami doświadczyli tego, o czym wcześniej tylko słyszeli - że naprawdę można świetnie bawić się bez alkoholu i nie należy odmawiać sobie prawdziwej przyjemności w imię pozornej, jaką dają procenty. Dla mnie z pewnością była to kolejna okazja, by przekonać się, jaką moc może mieć nasze świadectwo i postępowanie. Jednak totalnym szokiem okazało się pytanie, jakie padło dnia następnego: "to kiedy powtarzamy bezprocentowe karaoke?"  Za to, że swoim świadectwem możemy ukazywać piękno wolności - chwała Panu!




Eleuteria nr 86, 2/2011


początek strony