Inspiracje dla Krucjaty
poprzednia strona

ks. dr Adam Wodarczyk




Od wielu lat odpowiedzialni za Diakonię Wyzwolenia z poszczególnych diecezji spotykają się w Niepokalanowie. W tym roku po raz drugi do spotkania dołączyli odpowiedzialni za Diakonię Życia. Razem wysłuchali wykładu moderatora Ruchu Światło-Życie ks. Adama Wodarczyka, ukazującego sylwetkę św. Maksymiliana Kolbe i sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Poniżej naszym Czytelnikom prezentujemy pierwszy fragment wykładu.

Pochylimy się dziś nad relacją pomiędzy świętym Maksymilianem Marią Kolbe i sługą Bożym ks. Franciszkiem Blachnickim. Miejsce, w którym się znajdujemy, św. Maksymilian tworzył od podstaw; był charyzmatycznym liderem, przywódcą świata w Niepokalanowie, a jego duchowość po dziś dzień oddziałuje na klasztor i na ludzi tutaj przybywających. Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki był założycielem Ruchu Światło-Życie i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
Po pierwsze, chcemy spojrzeć na styk życia oraz osobowości św. Maksymiliana i sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego i zastanowić się, w jaki sposób nastąpiło przenikanie - także i pewna symbioza - charyzmatów, które dla nas jest też inspiracją do odczytania tego, co my mamy robić, podejmując posługę w ramach Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Następnie spojrzymy na nich w ramach diakonii wyzwolenia i życia - nurtów szerokiej troski o odnowę świata w duchu Nowej Kultury, która jest wszak jednym z tych wielkich charyzmatów pozostawionych nam przez ojca Franciszka. Mówił on, że od przyjęcia w naszych sercach rzeczywistości Światła i Życia, przyniesionych nam przez Jezusa Chrystusa, od doświadczenia przemiany, stajemy się nowymi ludźmi, którzy tworzą nową wspólnotę i odnawiają rzeczywistość Kościoła, ale nie zamykają się w hermetycznej wspólnocie, lecz prowadzą otwartą, dynamiczną działalność apostolską i ewangelizacyjną, szerzą wartości Ewangelii w świecie, w którym przychodzi im żyć, w duchu Nowej Kultury przemienionej orędziem i łaską Chrystusa.
Ta dzisiejsza wypowiedź ma szczególny kontekst również dlatego, że 14 sierpnia tego roku przeżywaliśmy 70. rocznicę męczeństwa św. Maksymiliana. Przywołując te wydarzenia powinniśmy szukać inspiracji dla nas - żyjących tu i teraz, w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku, w roku 2011. Co ten fakt z życia św. Maksymiliana nam mówi? ­Jakie wyzwania płyną z tego dla współczesnego Kościoła, dla współczesnego chrześcijaństwa? Skoro ojciec Franciszek Blachnicki, właściwie w początkach tworzenia Ruchu Światło-Życie (wtedy nazywanego jeszcze Ruchem Żywego Kościoła), ogłosił tego świętego kapłana i zakonnika jednym z patronów naszego Ruchu, to ta potrzeba odczytania jego życia i charyzmatu jest dla nas szczególnie paląca i istotna.

Ważny jest tu rys historyczny, moment przedziwnego spotkania tych dwóch postaci - sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego i św. Maksymiliana Marii Kolbego. Moment, z którego wyniknęły pewne inspiracje duchowe i pastoralne dla księdza Blachnickiego, a z którego płyną też wyzwania dla nas.
Wiele z tych faktów biograficznych jest nam już znanych. Wiemy, że Franciszek Blachnicki za działalność konspiracyjną przeciwko Trzeciej Rzeszy został przez Niemców aresztowany w 1940 roku i po dwóch miesiącach śledztwa, które toczyło się w jego rodzinnych Tarnowskich Górach, został pod koniec czerwca przewieziony wraz z pierwszą grupą śląskich więźniów do tworzącego się wówczas obozu w Auschwitz. Były to początki tego obozu i Franciszek Blachnicki otrzymał numer 1201. Przybył więc tu trochę wcześniej niż św. Maksymilian Maria Kolbe, któremu nadano numer 16670. Nie nastąpiło w tym czasie bezpośrednie spotkanie dziewiętnastoletniego Franciszka z tym dojrzałym już kapłanem, dla którego Auschwitz było, jak się potem miało okazać, ostatnim etapem jego drogi ku świętości. Nie mieli okazji rozmawiać ani się spotkać, Franciszek nie wiedział, że akurat taki kapłan, zakonnik, jest tam obecny. Trzeba też wiedzieć, że w życiu Franciszka był to okres, w którym przeżywał kryzys religijny, nie miał jakichś głębszych odniesień do Boga, ani wielkiej wiedzy czy znajomości różnych zjawisk, które istniały w Kościele. Nie wiedział więc o istnieniu Niepokalanowa, Rycerstwa Niepokalanej, ani o innych inicjatywach charyzmatycznego zakonnika - to była rzeczywistość zupełnie mu obca i nieznana.
Połączyło ich w tym czasie doświadczenie niedoli i eksterminacji realizowanej przez okupanta hitlerowskiego wobec Polaków, a także ludzi innych narodowości, przebywających w obozie w Auschwitz, doświadczenie nieludzkich warunków, które doprowadzały do wyniszczenia fizycznego i do uśmiercenia setek tysięcy osób. Połączyło ich też - w przedziwny sposób - doświadczenie, które miało miejsce w 1941 roku, kiedy dokonywało się męczeństwo ojca Maksymiliana. Czas od chwili, gdy Maksymilian wystąpił i powiedział, że chce ofiarować swoje życie za Franciszka Gajowniczka do momentu, gdy ta śmierć faktycznie nastąpiła w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny 14 sierpnia. W tym czasie w tak zwanym bunkrze śmierci przebywał również Franciszek Blachnicki. Od miejsca, w którym dokonywało się męczeństwo św. Maksymiliana było może kilkanaście metrów, dzieliło ich kilka cel. Było to tzw. więzienie obozowe, w którym Franciszek oczekiwał na decyzję względem własnej osoby.

Franciszek, mimo nieludzkich warunków w Auschwitz, był więźniem niepokornym, włączał się w działania konspiracyjne na terenie obozu, co między innymi było przyczyną umieszczenia go po raz drugi w karnej kompanii (tym razem na okres czterech miesięcy, wcześniej na pięć). Z jego grupy, przebywającej w tym czasie w tej kompanii, przy życiu pozostały trzy lub cztery osoby. Franciszek został przeniesiony do więzienia obozowego, znajdującego się w tzw. bunkrze śmierci. Spodziewał się raczej decyzji o wyroku śmierci. Jego losy, jak się później okazało, potoczyły się inaczej ze względu na decyzję przeniesienia go do więzienia do Zabrza, a później do Katowic, gdzie wytoczono mu pokazowy proces - jemu i jeszcze dwu innym śląskim harcerzom - za działalność konspiracyjną wobec Trzeciej Rzeszy. Niemniej jednak, dokładnie w tym czasie, gdy Maksymilian dokonywał dzieła swojego życia poprzez męczeństwo, Franciszek przebywał bardzo blisko niego, nie zdając sobie z tego sprawy, że dosłownie kilkanaście metrów dalej dokonuje się coś bardzo niezwykłego, że oto człowiek święty, przemieniony przez Boga, swym apostolskim życiem i duchowością zjednoczony z Niepokalaną, dokonał życia, które złożył jako ofiarę za drugiego człowieka.
O tym fakcie Franciszek miał się dowiedzieć dopiero po wojnie, gdy był już innym człowiekiem, gdy doświadczył przemiany w katowickim więzieniu, gdzie został skazany na karę śmierci przez ścięcie. W celi śmierci, podczas 135 dni oczekiwania na wykonanie wyroku, przeżył swoje nawrócenie. Była to droga wzrostu nowego człowieka w nim, w jego sercu, za sprawą życiodajnego spotkania z Chrystusem 17 czerwca 1942 r.
Oprócz faktu, że jego nawrócenie miało charakter chrystocentryczny, istotny jest moment szczególnego zwrócenia się ku Maryi. Franciszek od dość wczesnych lat widział niezwykłą rolę Maryi w swoim życiu. Gdy jego siostra pod koniec roku 1942 (w październiku lub listopadzie) przyjechała do niego do więzienia w Raciborzu ze smutną wiadomością, że zmarła ich mama, zdumionej Franciszek Blachnicki oświadczył: "Będę się modlił za nasza mamę, a od tej pory ty i ja będziemy mieli w niebie dwie mamy - Maryję Niepokalaną i naszą mamę". Jego siostra Elżbieta znała go bardzo dobrze, przez całe lata mieli ze sobą serdeczne kontakty, więc wiedziała, jaka jest osobowość Franciszka, jaka jest też jego kondycja duchowa. Nie postrzegała go jako człowieka bardzo religijnego, zatem wiedziała, że w tej celi śmierci stało się coś niezwykłego. Było to dla niej, jak mi później opowiadała, tak zdumiewające, tak radykalnie odmienne od tego, jak postrzegała Franciszka, że dobrze to zapamiętała. I to tak mocno, że po wielu latach, gdy z nią rozmawiałem, potrafiła dokładnie opisać to spotkanie, jak również swoje zdumienie tym, co działo się w sercu jej brata, który nagle zaczął mówić o jakiejś niezwykłej relacji do osoby Maryi i niedawno zmarłej matki.
Pojawił się zatem pierwszy moment odniesienia maryjnego w duchowości Franciszka, który odnotowujemy we wspomnieniach dotyczących jego osoby. Duchowość maryjna Franciszka rozwijała się dalej, gdy po wojnie podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium, następnie po podjęciu przygotowań do przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Wówczas - jak wynika z informacji, które udało się odtworzyć z jego drogi seminaryjnej - bardzo szybko, bodaj w 1945 czy 1946 roku, Franciszek wstąpił do Rycerstwa Niepokalanej, a więc zaczął powoli poznawać nie tylko ten ruch, ale także osobę ojca Maksymiliana Kolbe. Wówczas jeszcze nie toczył się proces beatyfikacyjny, było to zaledwie trzy, cztery lata po męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana, ale jego myśl apostolska i rys duchowości były już dość znane w polskim Kościele. Także Franciszek, za sprawą różnych kół formacyjnych, które były w seminarium (między innymi koła maryjnego), miał okazję zgłębiać tę duchowość, co zaczęło się też coraz częściej przewijać się w jego zapiskach.

Fragment wykładu wygłoszony podczas Konferencji Krucjaty Wyzwolenia Człowieka w Niepokalanowie 18 września 2011 r.




Eleuteria nr 88, 4/2011


początek strony