Drzewiej też bywało...
poprzednia strona

X




"Bezalkoholowa para weselna" z najdłuższym stażem to Maria i Stanisław Sitkowie z Krakowa. Swoje wesele zorganizowali w domu w 1977 r. Inne dawne wesela bezalkoholowe to wesela państwa Mirosławy i Jana Gawarskich z Kuklówki oraz państwa Barbary i Michała Hajduków z Rybnika - rok 1982 i 1983, czyli czas stanu wojennego. Łatwo nie było...

MARIA I STANISŁAW

MARIA: Na jednym z pierwszych spotkań (jeszcze nie byliśmy wtedy parą) podczas swobodnej rozmowy powiedziałam memu obecnemu mężowi, że jeśli kiedyś wyjdę za mąż - to tylko za mężczyznę, który nie będzie pił alkoholu. Takie miałam postanowienie. Jemu bardzo to zaimponowało. W tym czasie kończył odbywanie służby wojskowej. Opowiadał o alkoholowych imprezach odbywających się w jednostce i szykował się na wielką libację z okazji zakończenia pobytu w wojsku. Poradziłam mu, żeby skończył z alkoholem raz na zawsze, od ręki. Powiedziałam: "Jeśli tego nie zamkniesz teraz, nigdy ci się nie uda. Zakończ wojsko w trzeźwości". I tak się stało. Posłuchał mnie pierwszy raz
Kiedy zdecydowaliśmy się na małżeństwo, obiecaliśmy sobie nawzajem, że w naszym życiu nie będzie alkoholu. Chcieliśmy, aby był to taki znak sprzeciwu wobec panujących w tamtym czasie obyczajów. I w tym duchu odbyło się nasze bezalkoholowe przyjęcie weselne. Miało miejsce w moim domu rodzinnym.
Zdecydowanie największą przeszkodą byli nasi ojcowie. Nie mogli się pogodzić z pomysłem wesela bezalkoholowego. Przez cały rok szykowali się kupując alkohol, choć od samego początku jasno wszystkich informowaliśmy, że na przyjęciu nie będzie alkoholu. Prawie nikt w to nie wierzył. Duchowo i emocjonalnie wspierał nas ojciec Pius z mogilskiego opactwa cystersów w Krakowie - Nowej Hucie. Poza tym walkę o wesele bezalkoholowe toczyliśmy sami.

DANUTA (siostra Marii): Pamiętam, że wesele - a właściwie przyjęcie weselne - było w domu. Pod stołami raczkował Marcin - siostrzeniec Staszka. Była bardzo spokojna, rodzinna atmosfera. Dużo rozmawialiśmy, zwłaszcza z o. Piusem. Nie było alkoholu.

MARIA (siostra Stanisława): Przyjęcie odbyło się w domu, w spokojnym, przyjemnym nastroju. Było mi trochę wstyd, bo miałam mocno wydekoltowaną sukienkę, a wszystkie inne panie ubrały się skromniej. A tu jeszcze na dodatek przyszło dwóch zakonników! Mój półtoraroczny syn, Marcin, na widok pana młodego całującego chleb, którym przywitał go teść, zawołał: "Wujku Stasiu - ja też!". Oczywiście dostał chleb do ucałowania. Wszystkich bardzo to wzruszyło. Przyjęcie prowadził o. Pius z Mogił. W domu brakowało miejsca na tańce. O. Pius inicjował i podtrzymywał rozmowy - widzieliśmy, że ma wszystkie tematy przygotowane i przemyślane. W pewnym momencie powiedział: "Marysię znam od dawna i zawsze byłem ciekaw, kogo wybierze za męża. Dziś widzę, że Wartość wybrała Wartość". To było bardzo miłe stwierdzenie, ale i takie, że ciarki przechodziły po plecach.

MARIA: Osoba do prowadzenia przyjęcia weselnego sama się znalazła - gdy zaprzyjaźniony z nami o. Pius dowiedział się, że nie planujemy alkoholu, po prostu przejął pałeczkę. Nasze wesele wyróżniało się spokojem, serdecznością, domowym klimatem. Państwo młodzi, rodzina, goście - wszyscy całkowicie trzeźwi. Wtedy to było nie do pomyślenia i wydawało się nierealne. Mimo obecności o. Piusa i o. Juliana, ludzie nie wstydzili się rozmawiać na różne tematy. A prawie cztery dekady temu większość Polaków czuła pewien respekt przed duchownymi. Więc ta kultura i bezpośredniość też stanowiły coś niezwykłego.

* * *

MIROSŁAWA I JAN

Własna abstynencja w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka była podstawową motywacją w podjęciu takiej odważnej decyzji. Rodzice twierdzili, że goście nie przyjdą lub przyniosą alkohol i mało kto popierał taki pomysł. Największym wsparciem był dla nas Jezus, moderator oazowy, no i oczywiście my sami byliśmy dla siebie wsparciem.
Rodzice martwili się niepotrzebnie, nikt wcześniej nie wyszedł z wesela. Wszyscy bawili się do rana. Do dziś pamiętają, że zabawa była świetna, było wesoło, podobało im się prowadzenie. Było inaczej niż zwykle i w końcu dziękowali za taki pomysł. Wcześniej, przed weselem, zabiegaliśmy o szczegóły, spotykaliśmy się z zespołem, który nam odradzał taki pomysł - sami bowiem nigdy nie prowadzili wesela bezalkoholowego. W końcu pomogli nam w prowadzeniu znajomi z oazy. Niestety, dla tych, co nie umieją się bawić bez alkoholu, było trudno. Za to dzieci mogły bawić się, nie słysząc wulgarnych słów i dowcipów.
Kiedyś takie wesele było czymś nowym. Obecnie jest łatwiej, można wybierać wodzireja, salę, itd. Wierzymy jednak, że o takie dobro należy walczyć, nie rezygnować i uparcie dążyć do celu. Jako ciekawostkę podamy, że w naszej rodzinie znów będzie bezalkoholowe wesele, tym razem to nasza córka z narzeczonym podjęli taką decyzję.

* * *

BARBARA I MICHAŁ

Byliśmy oboje członkami Ruchu Światło-Życie, gdzie zetknęliśmy się z ideą Krucajty Wyzwolenia Człowieka. Widząc wokół problem z alkoholem (także w naszych rodzinach), postanowiliśmy nasze wspólne życie rozpocząć od przystąpienia do Krucjaty. Złożyliśmy nasze deklaracje na ołtarzu podczas ślubnej mszy świętej. Konsekwencją tej decyzji było zaplanowanie wesela bezalkoholowego. Byliśmy na tyle zdeterminowani, że żadnych przeszkód nie dostrzegaliśmy. Po latach dowiedzieliśmy się, że zespół muzyczny domagał się alkoholu. Najbliższa rodzina nie miała nic przeciwko takiemu weselu i zaangażowała się w organizację.
W pamięci utkwiło nam zdanie jednego wujka: "Pierwszy raz pamiętam całe wesele". Nie było osoby prowadzącej wesele. Było dużo młodych ludzi (byliśmy wtedy studentami); nie było specjalnych zabaw, wszyscy chętnie tańczyli.
Wcześniejsze wesela w naszych rodzinach były mocno "zakrapiane", zdarzały się kłótnie i agresywne zachowania. Nasze wesele było dwudniowe. W obydwa dni wszyscy dobrze się bawili, nikt nie był zmęczony, nie było nieporozumień - ponieważ nie było osób "na kacu". Nie było stresu, że ktoś z rodziny narobi wstydu swoim zachowaniem.
Z perspektywy trzydziestu lat wiemy, że była to bardzo trafna decyzja. Cała rodzina i znajomi od razu wiedzieli, że jesteśmy abstynentami, nie musieliśmy niczego tłumaczyć. Nasze dzieci wzrastały od początku w domu bez alkoholu. Jedna z naszych córek, mówiąc świadectwo na rekolekcjach, w wieku 21 lat powiedziała: "Jestem w Krucjacie od 22 lat" . Owocem tego stylu życia było to, że kolejne dzieci, wracając z rekolekcji, mówiły: "Podpisałam/podpisałem deklarację Krucjaty Wyzwolenia Człowieka" (bez jakichkolwiek naszych sugestii). Były też inne owoce - wyjścia z nałogów w naszych rodzinach. Wielką radością były też wesela bezalkoholowe naszych dwóch córek. Jak mówiły żartobliwie: "Jednym z kryteriów wyboru przyszłego męża jest członkostwo w Krucjacie". I udało się.




Eleuteria nr 97, 1/2014


początek strony