Świadectwa poprzednia strona


Nie musisz już mówić, że jesteś DDA

Do trzeciej klasy szkoły podstawowej mieszkałam w mieście wojewódzkim na zachodzie Polski. Jako małe 8-letnie dziecko niewiele rozumiałam, kiedy mama kazała spakować mi moje zabawki i powiedziała, że się wyprowadzamy od tatusia. Dlaczego? - pytałam. Przecież jestem taka dzielna, grzeczna, mam wyróżnienie w szkole, pomagam w domu... Było to dla mnie karą, że przeprowadziliśmy się na 5 lat aż 600 km od taty. Jako 11-latka zaczęłam sobie przypominać sytuacje z domu, od mojego pierwszego roku życia do ósmego. Tata był alkoholikiem. Bił mamę. Co drugi dzień była u nas milicja - to już nas znali dobrze.
Po 5 latach wróciliśmy do taty. Skończyłam podstawówkę, później liceum. W szkole średniej, będąc w Ruchu Światło-Życie, podpisałam członkowską deklarację Krucjaty, która mnie zobowiązywała, że czasie trwania w Krucjacie nie będę piła, częstowała i wydawała pieniędzy na alkohol.
Poszłam do szkoły policealnej na dwa lata. Wielką radość przynosiło mi świadczenie o abstynencji swoją postawą przy różnych okazjach, m.in. na weselach, sylwestrach, po zdanym egzaminie. Bóg wówczas był moją jedyną mocą. Cieszyłam się, że wybrał mnie, jako nieudolne narzędzie, by głosić Jego chwałę.
Wtedy jednak usłyszałam "To zbyt mało, iż jesteś mi Sługą dla podźwignięcia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi." (Iz 49,6) Wewnętrzny głos mi mówił, że mam zostawić własnościowe mieszkanie, pracę, rodzinę, znajomych i wstąpić do zakonu.
Cisza domu zakonnego, dużo modlitwy, regularny tryb życia szybko dały mi znać, że w swej przeszłości muszę zrobić "remanent". Odtwarzał mi się nieustannie film z mojego dzieciństwa, szczególnie wtedy, gdy byłam "skupiona" w kaplicy.
Powoli nie wytrzymywałam tego napięcia pulsującego w mojej głowie. Podzieliłam się moimi doświadczeniami z siostrą odpowiedzialną za moją formację. Wysłuchała mnie. Pewnego razu, gdy byłyśmy na zakupach, powiedziała mi, żebym pomyślała o terapii DDA (Dorosłych Dzieci Alkoholików). Myślałam, że ucieknę stamtąd albo zapadnę się pod ziemię. Ja, taka grzeczna, przykładna siostrzyczka... Czego ode mnie znowu chcą?! Jednak wiedziałam, że to mnie dotyczy. Pole walki rozgrywało się wewnątrz mnie. To była pierwsza linia oporu.
Nie lubiłam siebie. Nigdy nie potrafiłam spytać kogoś wprost o co chodzi, tylko kierowałam się "domyślaczami". Nie umiałam wypoczywać, wszystko kontrolowałam i patrzyłam, czy w czymś komuś nie pomóc. Wewnętrznie "nakręcałam się" nieustannie. Miałam "moralnego kaca" w każdej sytuacji, nawet gdy mnie to w ogóle nie dotyczyło. Ja byłam wszystkiemu winna!
Ucieczką moją była choroba, która kładła mnie do łóżka na dwa tygodnie, gdy byłam już psychicznie i fizycznie wyczerpana. Ludzi widziałam wokół tylko "czarno-białych", "dobrych-złych" - wszystko w skrajnościach. Nie znałam swoich granic. Często moje samopoczucie zależało od humoru innych. Nie miałam prawa do porażek, błędów. Zawsze miałam być perfekcyjna, jednak nigdy do końca nie ufałam sobie. Moje zranienia, nieszczęścia tak naprawdę wyreżyserował sam Bóg - tak sądziłam.
Zrozumiałam to wszystko będąc już 5 lat w zakonie, w czasie 10 miesięcznej terapii. Trzy godziny terapii w tygodniu przeżywałam jak skazanie. Tak, to była jakby operacja na otwartym sercu, bez znieczulenia. Po terapii wychodziłam zdołowana bardziej niż przed terapią. Wierzyłam jednak, że moim lekarzem jest jedynie Bóg. Powierzyłam się całkowicie Maryi i całą dodatkową część różańca ofiarowałam w intencji pomyślnego wyniku terapii.
Tu się dowiedziałam, że DDA to nie choroba, ale jedynie syndrom, jaki mają dorosłe dzieci alkoholików. Od roku mogę powiedzieć, że zaczęłam żyć z nowym obliczem. Bez masek i samych mechanizmów obronnych! Zaczęłam zauważać, jak wiele mam darów, zalet. Przestałam się lękać i postanowiłam o wszystko pytać wprost. Mam wyznaczony specjalny czas na odpoczynek i nabranie sił. Bardzo się cieszę, gdy ktoś mnie obdarowuje. Pozwałam, by inni troszczyli się o mnie. Staję się jakby "przezroczysta". Potrafię wyrażać uczucie gniewu, staram się mówić, co mnie boli, co powoduje lęk... Poznałam granice swoje i innych. Daję sobie prawo do popełniania błędów. Uczę się ufności także od tych, którzy mi ufają. Przyjmuję Bożą miłość i wolę z większym pokojem - bez podejrzeń.
"Po zakończonej terapii nie musisz już mówić, że jesteś DDA" - powiedziała mi psychoterapeutka. Z radości mało nie wyskoczyłam z krzesła - "To nie jest tak jak w przypadku AA, że zostają alkoholikami do końca życia!?" - "NIE"!
Dziś umiem się naturalnie cieszyć, radować i chwalić Boga. Pragnę innych zachęcać, by skorzystali z terapii DDA, jeżeli tylko czują taką potrzebę. Odwagi!
"Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa (...) Flp 3,8b (...) zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa." (Flp 3, 12b)
Pełna nadziei - Sanna

To jest właśnie to
Mam na imię Bożena. Od 27 lat jestem żoną alkoholika, a od 5 lat jestem osobą głęboko wierzącą i praktykującą. Około trzech lat temu byłam w Sanktuarium Matki Bożej w Wąwolnicy. Klęcząc tam u stóp Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i w obecności Matki Bożej złożyłam w duchu przyrzeczenie całkowitej abstynencji od alkoholu - przyrzeczenie to ofiarowałam w intencji męża. Przez ten czas czułam w sobie jakiś niedosyt. Zaczęłam szukać i prosić Pana Jezusa i Maryję o wskazanie mi, czego tak naprawdę Pan Bóg ode mnie oczekuje. Za jakiś czas znajoma zapytała mnie, czy słyszałam kiedykolwiek o Krucjacie. Okazało się, że ona także podjęła całkowitą abstynencję od alkoholu. Mówiła mi, że nie chciała, aby to zobowiązanie poszło na marne, więc przyszło jej do głowy, by wstąpić do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Od tamtego spotkania często się zastanawiałam nad naszą rozmową, ale nie wiedziałam, do kogo się zwrócić o pomoc.
Na początku lutego nasz ksiądz proboszcz dał mi czasopismo pt. "Trzeźwymi bądźcie". Wtedy też Jezus i Maryja podali mi odpowiedź. Poczułam szybsze bicie serca i radość, czytając artykuł o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, a następnie tekst o Słudze Bożym ks. Franciszku Blachnickim. Teraz wiem, że to jest właśnie "to".
Dzięki, wielkie dzięki Panu Bogu za to, że jesteście. Proszę o dwie deklaracje - dla siebie i dla znajomej. Proszę także o wasze czasopismo - "Eleuterię". Bardzo chcę się dowiedzieć czegoś więcej o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka. Z Panem Bogiem i z Maryją!
Bożena

Eleuteria nr 67-68, lipiec-grudzień 2006

początek strony