Do
Krucjaty Wyzwolenia Człowieka przystąpiłem, wraz z małżonką
Jagodą, 12 lat temu, gdy byliśmy na 4-dniowej oazie dla rodzin (ORAR)
poświęconej Krucjacie. Domyślacie się, że podczas takiej oazy jest dużo
świadectw, dużo łez - w tym i moich - ale niestety nie do końca
"pozwoliłem się uwieść" i nie byłem przekonany, że
powinienem podjąć Krucjatę. Jednak znalazł się brat Krzysztof, który
był cierpliwy i uparty i do drugiej w nocy przekonywał mnie,
jakim dobrem jest Krucjata dla każdego człowieka; nawet dla takiego,
jakim byłem ja, który w zasadzie problemu z alkoholem nie miałem.
Owszem, w rodzinie ten problem był, natomiast ja osobiście się
z nim nie zetknąłem. I tenże brat Krzysztof pokazywał, że dla
niego Krucjata była czymś naprawdę wielkim i odmieniła jego życie,
i żeby się nie lękać, i żeby podjąć Krucjatę. Kochani,
ja jestem elektrykiem z wykształcenia i pracuję w tym
zawodzie od kilkunastu lat. I to było to, czego się obawiałem: jak
ja mogę nie pić alkoholu w takiej firmie, w której pije się na co
dzień. Po części to była rzeczywiście prawda. Jeśli były czyjeś
imieniny w pracy, to alkohol był i to w dużych ilościach.
I tak się złożyło, że tuż po włączeniu się do Krucjaty mieliśmy w
jednym tygodniu trzy razy imieniny w pracy. Mówię: nie ma mowy, ja się
nie pokażę w pracy, nie powiem im, że nie będę pił, zwłaszcza że
pracowałem w tej firmie dopiero od kilku miesięcy. A przecież
stwierdziłem, że chcę się włączyć na stałe, bo ja jestem za słaby, żeby
tak próbować na rok. W ów dzień imienin Bożeny wszyscy się zebrali,
świętują, a Bożena częstuje mnie. Mówi: Jesteś samochodem, ale
chociaż lampeczkę wina wypij! W którymś momencie już nie mogłem się
tłumaczyć i powiedziałem, że wstąpiłem do Krucjaty. No
i zaczęło się. Mój szef powiedział, tak przy wszystkich: No,
Jerzy, żebyś nam tylko w habicie do pracy nie przyszedł. Wszyscy
parsknęli śmiechem, mnie oczywiście czerwień oblała na twarzy
i stwierdziłem: Teraz mi dopiero dadzą; ziściło się to, czego się
obawiałem. Ale właśnie wtedy Pan Bóg mnie nie zostawił. Nie
spodziewałem się tego, ale wstał jeden z kierowników
i powiedział: A ja to takich ludzi podziwiam, sam bym tak
chciał, ale nie potrafię. Ja się wówczas wyprostowałem, podniosłem
głowę. Temat się skończył, a ja do dziś tego kierownika lubię.
Chwała Panu. Niech to będzie tyle. Szczęść Boże
|
|